wtorek, 19 listopada 2013

Epilog.

Włączcie TO dla lepszego czytania. Proszę. <---- klik.

Potem wypowie na głos to czego nie zdążył jej powiedzieć. Że lubił siadać z nią przy kominku, chodzić z nią na spacery, rozmawiać z nią godzinami i milczeć z nią godzinami. Że nigdy nie zapomni dnia kiedy wieczorem wyniósł fotele na ganek przed ich dom, otulił ją kocem i powiedział, że chciałby oglądać z nią pełnie. Nie oglądali bo zasłonił jej niebo całując ją. I, że już wtedy najchętniej ukryłby ją przed całym światem tak aby nikt inny mu jej nie zabrał. Że jest najcudowniejszym marzeniem jakie może zdarzyć się mężczyźnie i, że jemu to marzenie się spełniło. Że pisze wiersze o tym marzeniu i większość książek czyta teraz na głos wierząc, że ona go słyszy. Że nie wiedział, że można kochać kogoś tak bardzo, że teraz nie może z tą wiedzą żyć.

W życiu jest cholernie ciężko. Masz kogoś a drugiego dnia już tego kogoś może nie być. Ale taka jest rola Boga. To wszystko jest ustalone odgórnie i jeżeli ma się tak stać to tak będzie i nikt na to nic nie poradzi..
Minęły dwa lata odkąd nie ma z nami Jade. Ciężko było mi sobie z tym poradzić, a jeszcze ciężej dopuszczałem do siebie myśl, że będę musiał sam wychowywać syna, ale to dzięki niemu się z tym pogodziłem.
James ma już 3 lata, jest cudownym dzieckiem. Chłopaki go uwielbiają, z resztą on ich też. Można powiedzieć, że wszyscy tworzymy rodzinę i odgrywamy w jego życiu ważną rolę. Nie dopuszczamy do tego aby czegokolwiek mu brakowało mimo tego, że wychowuje się bez matki.
Ma jej uśmiech przez co tak strasznie mi ją przypomina. Wiem, że ona gdzieś tu jest, że opiekuje się nami, że patrzy na nas z góry i nas chroni.. Nie chciałaby żebym się użalał nad sobą. Chciałaby żebym żył normalnie, żebyśmy żyli normalnie, żeby nam niczego nie brakowało, żebyśmy byli szczęśliwi. Tak właśnie jest. Żyjemy dalej, szczęśliwi z życia, czerpiący z niego jak najwięcej. A Jade? Ona na zawsze pozostanie w moim sercu.

Louis+Jade=James.
Dowód ich pięknej miłości.


...

Żegnam się z wami. 
Zaczynanie kolejnego opowiadania mi nie wyjdzie bo wiem, że was rozczaruje.
Mam nadzieję, że was nie rozczarowałam co do tego opowiadania.
Dziękuję wszystkim, że byliście, że czytaliście.
Rozklejam się. Nie lubię pożegnań.
Jesteście cudowni.

eM's dziękuję.

Wasza Pati.


czwartek, 10 października 2013

Chapter XXV

Czas leciał a dni do porodu zostało coraz mniej. Nie mogłem już się doczekać, z resztą Jade czy chłopacy tak samo. Obecnie wszyscy przebywamy w Londynie. Wspólnymi siłami przygotowujemy pokój dla James'a bo zdecydowaliśmy, że tak szybka wyprowadzka do Doncaster nie jest najlepszym pomysłem, tym bardziej, że zespół zyskuje na coraz większej popularności.
Jade z Danielle od dłuższego czasu spędzają całe dnie w przeróżnych centrach handlowych wyszukując dla naszego dziecka coraz to więcej śpioszków, butów i wszystkiego innego.
- Myślicie, że on też będzie śpiewał?- Odezwał się Harry skręcając łóżeczko.
- Na pewno. Będzie przecież mieszkał z nami. Od małego będzie się tego uczył.- Uśmiechnął się Niall dokręcając ostatnie śrubki przy szafkach.
- Boję się, że za dużo się od nas nauczy.- Zaczął śmiac się Zayn.
- Nie dam wam go zniszczyc.- Spiorunowałem ich spojrzeniem po chwili sam wybuchając śmiechem.
- Tyle w temacie.- Podsumował Liam śmiejąc się.
Mijały godziny a pokój w końcu wyglądał idealnie. Byłem zadowolony z tego ile pracy w to włożyliśmy. Teraz pozostaje nam tylko czekac aż James zajmie tutaj miejsce.


Siedząc wygodnie na kanapie w salonie czekaliśmy na powrót dziewczyn z zakupów. Wpadł też Matt z którym od jakiegoś czasu mam na prawdę dobre relacje. Byliśmy pochłonięci meczem i popijaniem piwa, niestety nie było nam dane obejerzec go do końca.
- Baranie, czemu masz wyłączony telefon? Danielle dzwoniła. Jest w szpitalu z Jade. Chyba się zaczęło.- Zaczął panikowac Liam wbiegając do salonu.
- Kurwa. Jadę tam. W którym jest szpitalu?
- Św. Marii. Nie myśl, że będziesz prowadził w takim stanie. Uspokój się, zawiozę cię tam.- Uśmiechnął się delikatnie tym samym pomagając mi się opanowac.- Bierz dupę w kroki i lecimy..

Jadąc do szpitala myślałem tylko o tym czy wszystko w porządku, czy James jest już na świecie i co najważniejsze jak trzyma się Jade. Ona była priorytetem. Od momentu gdy ją poznałem była najważniejsza. Była największą częścią mojego życia, była całym moim życiem. 
- Przyśpiesz do cholery!- Po raz kolejny wydarłem się na Liama.
- Stary, nie widzisz, że jadę już wystarczająco szybko? Zamknij się i uspokój. Zaraz będziemy na miejscu.
- Spokojnie. 5 minut nas nie zbawi a Jade jest silna i poradzi sobie bez ciebie.- Uspokajał mnie Matt.
Nie mogłem siedziec spokojnie. Gdy w końcu ujrzałem szpital do którego zmierzaliśmy wyskoczyłem z samochodu szybciej niż Payn zdążył zaparkowac. Wbiegłem jak poparzony szukając po korytarzu dziewczyny z burzą loków na głowie.
- Louis!- Usłyszałem głos za sobą. Gdy się obejrzałem ujrzałem Danielle.
- Co z Jade? Gdzie ona jest? Gdzie ją zabrali?- Podbiegłem do niej rozglądając się za jej plecami.
- Wszystko w porządku ale poród już się zaczął. Odeszły jej wody w samochodzie gdy wracaliśmy już do domu.- Powiedziała spokojnym głosem kładąc mi rękę na ramieniu w celu uspokojenia. 
Wszystkie myśli nagle napłynęły mi do głowy. Już za chwilę mogę ujrzec swojego syna, trzymac go w swych ramionach, pocałowac w czoło i cieszyc się tym, że w końcu jest. 
Doszliśmy pod salę porodową gdzie znajdowała się moja ukochana. Chciałem tam jak najszybciej wejśc ale zatrzymała mnie jedna z pielęgniarek.
- Nie wolno Panu tam wejśc. Przykro mi.- Powiedziała stanowczym głosem.
- Muszę. Tam jest moja narzeczona. Chciałem byc przy porodzie, obiecałem jej to.- Spojrzałem na kobietę modląc się aby to ją ruszyło.
- Przykro mi ale to będzie bardzo skomplikowany poród. Z resztą państwa narzeczona leży już pod narkozą. Cesarskie cięcie jest uznawane za swego rodzaju operacje więc nie może pan tam wejśc.
- Jak to skomplikowany poród? Z tego co wiem to cesarka to nic takiego.
- Dziecko jest obwiązane pępowiną. Proszę się uspoic, usiąśc i czekac. Wszystko będzie dobrze.- Powiedziała spokojnym głosem i zniknęła za drzwiami sali porodowej.

Od dwóch godzin chodziłem w kółko jak popieprzony. W tym czasie do szpitala zdążyła dojechac reszta chłopaków łącznie z Paulem, którzy jako jedni z pierwszych chcieli ujrzec osobę na którą czekał cały świat. To był mój syn. moje geny. James Tomlinson. Cały czas wierzyłem w to, że wszystko będzie dobrze. Właściwie to nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby pójśc coś źle. Nie lubiłem byc pesymistą. Czułem, że wszystko pójdzie dobrze. Nie było innej opcji.
- Usiądz Louis.- Odezwał się po raz kolejny Harry. Nie opierając się zrobiłem to co kazał. Na zewnątrz stało mnóstwo paparazzi, którzy dzięki swoim zwiadowcom dowiedzieli się o narodzinach Tomlinsona juniora. Nie wkurzało mnie to. Byli na tyle uprzejmi, że nawet nie pchali tu swojej dupy jak to często mieli w zwyczaju robic. Stali kulturalnie na dworze czekąjąc na wiadomośc o tym, że dziecko jest już na świecie.
- Pan Tomlinson?- Z przemyśleń wyrwał mnie głos jednego z lekarzy.
- To ja.- Wstałem szybko wlepiając swój wzrok w lekarza.
- Gratuluję. Ma Pan syna.- Uśmiechnął się szeroko ściskając moją rękę.- Moje córki liczą na to, że mały będzie również taki utalentowany jak Pan bo są na prawdę wielkimi fankami.- Uśmiechnął się po raz kolejny i zaczął się oddalac.
- Doktorze..Dziękuję.- Spojrzałem na niego nie dowierzając.- A co z moją narzeczoną? Wszystko w porządku? Mogę się z nią zobaczyc?
- Pańska narzeczona jest w narkozie. ale zaprowadzę Pana tam bo z jej sali jest przejście do sali gdzie leży już zapewne Pana dziecko.- Uśmiechnął się i ruszył w kierunku sali z której chwilę temu wrócił. Przed pójściem za nim zdążyłem się tylko odwrócic aby spojrzec reakcje reszty. Danielle płakała w ramionach Liama, Niall z Zaynem i Paulem siedzieli podnieceni obściskując się a Harry.. Harry płakał. Czasami mu się zdarzało. próbował to zrobic dyskretnie ale zdążyłem zauważyc spływającą łzę po jego policzku. Podszedłem do niego szybko i szepnąłem mu do ucha, że będzie najlepszym ojcem chrzestnym jakiego można sobie tylko wymarzyc i pobiegłem za lekarzem. Wchodząc na salę usłyszałem charakterystyczny płacz wydający przez niemowlęta i ujrzałem jego. 
- James..- Podszedłem do inkubatora z dzieckiem i właśnie wtedy byłem szczęśliwy.
Właśnie tak. Teraz wszystko musi byc idealne.



***
Przepraszam was za tak wieeeeeeeelkie opóźnienie. Mam nadzieję, że wybaczacie.
To już OSTATNI rozdział.
Teraz tylko epilog.
Zmobilizuje się i dodam na dniach.

czwartek, 25 lipca 2013

Chapter XXIV

Myślę, że każdemu byłoby tak trudno jak mi gdyby wiedział, że najważniejsza osoba odgrywająca bardzo dużą rolę w jego życiu tak poważnie zachorowała. Po długim czasie siedzenia w szpitalu jest w końcu jakiś plus i Jade mogła wrócić na jakiś czas do domu. Kilka dni przed tym wróciłem z Doncaster. Oczywiście moja wizyta tam zostaje tajemnicą. Jade wie, że tam byłem, ale nie zna prawdziwej wersji po co się tam udałem.
- Louis, przynieś coś do picia.- Dziewczyna szturchnęła mnie stopą gdy leżeliśmy razem na kanapie oglądając telewizor. Niechętnie zwlekłem się z kanapy stając na równe nogi. Od czasu gdy Jade tutaj mieszka chłopaki śmieją się ze mnie, że jestem pantoflarzem. W sumie coś w tym jest. Robię wszystko o co mnie poprosi ale to tylko i wyłącznie dlatego, że ją kocham.



Mija 6 miesiąc ciąży. Właśnie dowiedziałem się, że będę miał syna. Jak na razie Jade tryska energią, walczy z rakiem i widać, że nie chce się poddawać. Wszyscy jesteśmy razem z nią. Sam Doktor Sparks przyznaje, że jest zaskoczony tym co się dzieje, że jej stan się poprawia, że czasem wiara i nadzieja są najlepszymi sposobami aby przezwyciężyć to co się teraz dzieje w jej życiu. Naszym życiu.
Dawno nie widziałem takiego podnieconego Harrego. Wieść o tym, że zostanie chrzestnym mojego syna strasznie go podekscytowała. Od kilku dni ciągle zwozi do domu coraz więcej rzeczy dla naszego malucha, bardzo się wkręcił.
Wraz z chłopakami dogadaliśmy się z Paulem aby wszystkie nasze koncerty nie odbywały się poza Wielką Brytanią. Jak na razie nie mogę wyjechać nigdzie dalej i zostawić Jade. Podczas mojej nieobecności moja ukochana siedzi w jej mieszkaniu razem z Mattem lub po prostu chłopak przychodzi do niej, tutaj. Tak lepiej.

- Może po prostu Denis?- Odezwał się Niall gdy wszyscy wspólnie próbowaliśmy wymyślic imie dla naszego dziecka.
- Dobrze się czujesz? Denis-Penis? Jesteś pewny, Niall?- Harry zaczął się śmiac skupiając całą uwagę na sobie.
- Wymyśl coś lepszego, palancie.- Spojrzał na niego obrażony Niall rozkładając się wygodniej na kanapie.
- Wiem!- Krzyknął nagle Harry.- James!
- Czemu akurat James?- Uśmiechnął się ironicznie Niall wywołując u wszystkich śmiech.
- Bo James jest lepsze niż Denis. Chociażby dlatego.- Uśmiechnął się cwaniacko Harry.- Co o tym myślicie?
- W sumie, czemu nie? Młody będzie przystojny po ojcu a James kojarzy mi się właśnie z takim jak ja więc będzie pasowało.- Uśmiechnąłem się szeroko zerkając na moją dziewczynę, która wyglądała na niezdecydowaną.- To też ci nie odpowiada?
- Nie o to chodzi, jest ok.
- Tylko?
- James kojarzy mi się z moim ojcem. Ma tak na imię.- Spojrzała na mnie spuszczając wzrok.
- Nie wiedziałem, sorry Jade.- Spojrzał na nią Harry delikatnie się uśmiechając.
- Daj spokój. Nie masz za co mnie przepraszac.

- Dokąd mnie zabierasz?- Spojrzała na mnie rozweselona dziewczyna.
- Niespodzianka.- Uśmiechnąłem się po czym wrzuciłem torby z naszymi ubraniami do bagażnika.
- Po co te torby? Gdzie jedziemy? Uh, Louis. Przecież wiesz, że nienawidzę życ w niewiedzy.- Spojrzała na mnie siadając wygodnie w aucie.
- Spokojnie. Spodoba ci się. Tyle wystarczy, więcej nie musisz wiedziec.- Uśmiechnąłem się do niej wsiadając do samochodu po czym musnąłem jej wargi. Odpaliłem samochód i po chwili ruszyliśmy z podjazdu kierując się w dobrze znane nam miejsce.
Pół drogi wysłuchiwałem od dziewczyny jakim jestem kretynem i jak bardzo mnie nienawidzi za te moje niespodzianki. To prawda, Jade nigdy nie lubiła niespodzianek ale lubiłem ją denerwowac, była taka sexowna jak się złościła. Ciąża dodatkowo działa na nią pobudzająco przez co jeszcze częściej muszę znosic jej zmienne humory. Po jakimś czasie już jej się to wszystko znudziło i opierając się o szybę po porstu zasnęła. Obudziłem ją dopiero gdy byliśmy już na miejscu.
- Kochanie, jesteśmy.- Szeptałem jej cicho do ucha pochylając się nad jej siedzeniem. Gdy otworzyła oczy od razu zauważyłem zadowolenie w jej oczach.
- Doncaster? Na prawdę nie mogłeś powiedziec mi wcześniej?- Uśmiechnęła się wychodząc z samochodu po czym się do mnie przytuliła.- Dawno mnie tu nie było. Tęskniłam za tym miejscem.
- Pomyślałem, że kilka dni odpoczynku tutaj dobrze ci zrobi.- Objąłem ją w pasie kładąc delikatnie dłoń na jej brzuchu.- Wam zrobi.- Uśmiechnąłem się delikatnie muskając jej wargi.
Gdy się od siebie odkleiliśmy wziąłem torby i otworzyłem uliczkę prowadzącą do mojego rodzinnego domu. Przy drzwiach od razu ujrzałem dwie uśmiechnięte bliźniaczki, które od razu rzuciły mi się na szyję. Tuż po mnie okrążyły Jade przytulając ją i dokładnie oglądając brzuch dziewczyny. Po chwili na dworze zjawiła się moja mama, która nie zwracając na mnie większej uwagi także podbiegła do Jade.
- Jak się czujesz kochanie?- Spojrzała na dziewczynę i jej brzuch z wyraźną troską.
- Bardzo dobrze. Louis świetnie o nas dba.- Uśmiechnęła się głaszcząc dłonią swój brzuch.
- Już się nie mogę doczekac tego malucha.- Mama przytuliła ją po raz kolejny ekscytując się.
- Jeszcze tylko niecałe 3 miesiące. Tyle chyba wytrzymasz, prawda?- Uśmiechnąłem się do niej trzymając na rękach moje siostry, które ponownie się mną zainteresowały.
- Postaram się.- Uśmiechnęła się do mnie podchodząc i całując mnie lekko w policzek.- Dobrze, że jesteście. Chodźcie do środka bo kolacja czeka.

- Jak zwykle było pyszne.- Odezwała się Jade wstając z miejsca.
- Co ty robisz kochanie?- Spojrzała na nią moja mama gdy dziewczyna zaczęła zbierac naczynia.
- Zrobiłaś przepyszną kolację a ja chciałam po niej pozmywac.- Uśmiechnęła sie zerkając na nią.
- Ale jesteś w ciąży. Te czynności pozostaw Louisowi.- Uśmiechnęła się do mnie a ja szukałem pretekstu aby jakoś sie z tego wykręcic.
- Wiesz mamo, chciałem teraz zabrac Jade na spacer. Możesz mnie wyręczyc, prawda?- Uśmiechnąłem się mając nadzieję, że się zgodzi.
- Kochanie, za długo cię znam żeby się nabrac. Pozmywaj a później wyjdziecie. Jest 18, macie czas.- Uśmiechnęła się po chwili wychodząc razem z Jade i moimi siostrami do salonu jednocześnie pozostawiając mnie ze stertą brudnych naczyn.

- Uwielbiam to miejsce. Tu, jest inaczej niż w Londynie, tak magicznie.- Uśmiechnęła się delikatnie Jade gdy spacerowaliśmy ulicami Doncaster.
- Dobrze się składa.- Zatrzymałem się na chwilę.- Mam jeszcze jedną niespodziankę. Zamknij oczy.- Objąłem ją w pasie czekając aż zrobi to o co prosiłem.
- Nie denerwuj mnie, Louis. Koniec z niespodziankami, proszę.- Spojrzała błagalnie śmiejąc się.
- Zamknij się.- Zaśmiałem się.- Ta jest ostatnia, wytrzymasz.- Musnąłem delikatnie jej wargi i stanąłem za nią zakrywając dłońmi jej oczy. Do celu mieliśmy zaledwie kilka metrów więc już po chwili byliśmy na miejscu. Ściągnąłem dłonie z jej oczu i czekałem na jej reakcje gdy staliśmy pod jednym z najpiękniejszych domów w okolicy.


- Jesteś nienormalny.- Spojrzała na mnie uśmiechając się szeroko.
- Dlaczego?- Objąłem ją w pasie uśmiechając się.
- Kupiłeś dla nas ten dom?- Spojrzała ze zdziwieniem podziwiając to co miała przed oczami.
- Dokładnie.- Uśmiechnąłem się do niej.- Gdy urodzisz od razu się tu wprowadzimy.
- Boże, tak strasznie cię kocham.- Wtuliła się we mnie.
- Chodź pokażę ci co jest w środku.- Uśmiechnąłem się łapiąc za jej rękę. Po tym gdy znalazłem w kieszeni klucze otworzyłem zamek wchodząc do środka.
- Przecież tu jest tylko łóżko.- Spojrzała na mnie uśmiechając się zadziornie.
- Na dzisiejszą noc wystarczy.- Uśmiechnąłem się cwaniacko po chwili będąc tuż przy niej. Co działo się później? Łatwo się domyślic biorąc pod uwagę dwoje kochających się ludzi i jedno łóżko..

***
Strasznie mi głupio, że was zawiodłam. Na prawdę!
Bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam za tę zwłokę, za to, że przez tyle czasu nic tu się nie pojawiało.
Napisanie tego rozdziału było dla mnie na prawdę trudnym ze względu na brak czasu jak i jakiegokolwiek pomysłu. Mam nadzieję, że nie schrzaniłam go tak do końca.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, jesteście wspaniali :)
Przede wszystkim chciałam podziękowac tobie Em's za to wsparcie. Jesteś niesamowita i to dzięki tobie własnie dzisiaj wzięłam sie za napisanie tego rozdziału. 
Kocham was i jeszcze raz przepraszam <3

sobota, 29 czerwca 2013

Przepraszam.

Bardzo was przepraszam ale mam straszny problem z napisaniem czegokolwiek.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Potrzebuję kilku dni, może tygodnia aby dodac w końcu rozdział.
Jeszcze raz przepraszam i mam cichą nadzieję, że będziecie czekac.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Chapter XXIII

Rozdział pisałam przy tej piosence więc jeśli chcecie się wczuc w ten klimat to właczcie TO

Siedziałem przy szpitalnym łóżku Jade już kolejny dzień z rzędu. Od tego czasu nie zamieniliśmy ze sobą zbyt wielu słów. Żadne z nas nie potrafiło zacząc rozmowy gdy już wziąłem się na odwagę zaczynając drażliwy dla nas temat Jade szybko go zmieniała lub po prostu tłumaczyła się, że źle się czuje i chce iśc spac. To wszystko kosztowało nas bardzo wiele stresu. Wszystkim może wydawac się głupim, że moja dziewczyna nie zauważyła braku miesiączki czy nie skojarzyła sobie porannych mdłości z ciążą, ale jest chora, jest chora na raka i takie dolegliwości mogą wiązac się z tą o tą chorobą, stosowanymi lekami czy chociażby steresem.
Nie wiedziałem co robic. Czułem się bezradny. Wieśc o dziecku była dla mnie zaskoczeniem wiążącym się z radością, ale jednocześnie strachem o to co będzie. Nie chce przez nie stracic Jade. Nawet nie wiem czy gdyby tak się stało, gdyby Jade umarła to umiałbym pokochac to dziecko. To wszystko jest zbyt trudne, zbyt skomplikowane. Gdyby nie ciąża to bez żadnych przeciwwskazań mogłaby podjąc leczenie, zacząc chemioterapię czy wszystko inne co zaproponowałby jej doktor Sparks dużo wcześniej co wiąże się też z większą skutecznością. No, ale teraz nie chodzi o Jade tylko dziecko, nasze dziecko. Nie może podjąc chemioterapii bo ono by tego nie przeżyło a przy tej chorobie nic mniej inwazyjnego by się nawet nie zdało. Dla jej bezpieczeństwa lepiej byłoby nie donosic tej ciąży. Ostatnio zresztą coraz częściej się nad tym zastanawiam, ale gdyby Jade się o tym dowiedziała to pewnie by mnie znienawidziła, z resztą sam się nienawidzę za te myśli, ale co mam zrobic? Chcę dla niej wszystkiego co najlepsze. Nie wytrzymałbym gdyby coś jej się stało, jest dla mnie najważniejsza.
- Nie śpisz?- Spojrzałem na Jade, która od dłuższej chwili mi się przyglądała.
- Nie.- Wzdychnęła ciężko lekko się przysuwając robiąc miejsce na jej szpitalnym łóżku.- Połóż się ze mną.- Spojrzała na miejsce obok siebie a następnie na mnie. Od razu wstałem z miejsca kładąc się obok niej. Trzymałem jej kruche ciało w ramionach wodząc ręką po jej włosach gdy podniosła głowę aby na mnie spojrzec. Uśmiechnęła się lekko kładąc rękę na moim policzku przejeżdżając po nim kciukiem.- Wiesz co? Nie żałuje, że wszystko się tak potoczyło. Od początku się niczego nie boję bo wierzę, że dam radę, że wszystko będzie dobrze, wiesz? Ty też w końcu zacznij wierzyc. Wiem jak to wszystko przeżywasz, nie ukryjesz tego wszystkiego w tym jednym uśmiechu Louis.- Spojrzała na mnie tak jakby chciała wyczytac coś z moich oczu.- Nie obwiniaj go za to wszystko bo ono nie jest niczemu winne i teraz jest najważniejsze. Nie pozwolę mu umrzec.- Spojrzała na mnie z wyraźnym żalem w oczach.- Urodzę je.
- Wiem Jade, wiem.- spojrzałem na nią całując lekko jej czoło.


- I co u niej?- Spojrzał na mnie Harry gdy całą piątką siedzieliśmy na kanapie oglądając jakąś durną komedię.
- Bez zmian. Nie wypiszą jej dopóki nie ustalą co mogą jej podawac doustnie. W szpitalu jest cały czas na kroplówce bo podają jej dożylnie te wszystkie witaminy, no ale w domu musiałaby normalnie funkcjonowac a jakoś nie wierzę żeby całymi dniami leżała w łóżku. W końcu to Jade, wszędzie jej pełno.
- A co zrobisz jak już urodzi się wam dziecko? Wprowadzi się tutaj?- Spojrzał na mnie Zayn po czym wygodniej rozsiadł się na kanapie.
- Aż tak daleko nie wybiegam w przyszłośc. Nie wiem co będzie za te kilka miesięcy, ale chyba wolałbym żebyśmy mieszkali sami. Przecież nie powiecie mi, że pasowałby wam płaczący niemowlak każdej nocy.- Zaśmiałem się a oni tuż za mną.
- Wiesz, jako najlepsi wujkowie chyba zgodzilibyśmy się na wszystko.- Szturchnął mnie ramieniem Harry.
- Harry, nie wierzę, że byś to wytrzymywał. Przecież ty uwielbiasz spac. Kogo ty oszukujesz.- Spojrzał na niego Niall śmiejąc się z przyjaciela.
- Jak zadecydujecie. Jesteśmy z wami, róbcie co chcecie, zgodzimy się na wszystko.- Powiedział za wszystkich Liam.
- Dzięki chłopaki.- Uśmiechnąłem się delikatnie po czym opuściłem salon kierując się do siebie. Gdy znajdowałem się już w pomieszczeniu, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer osoby z którą teraz najbardziej pragnąłem porozmawiac.
- Louis? Jak miło, że dzwonisz.- Usłyszałem ciepły głos mojej mamy po drugiej stronie.
- Hej mamo. Chyba czas żebym w końcu złożył wizytę w Doncaster.
- Kiedy chcesz przyjechac kochanie?
- Dzisiaj. Jak się spręże to będę za 3 godziny.
- Na długo? Z Jade wszystko dobrze? Przyjedzie razem z tobą?
- Tak mamo, wszystko w porządku, ale jest jeszcze w szpitalu. Przyjadę sam. Długo? Nie tym razem. Zostanę na noc bo nie będę wracac po nocy, ale jutro z samego rana wrócę już do Londynu.
- Dobrze kochanie. Porozmawiamy jak już dotrzesz.
Po pożegnaniu się z kobietą rozłączyłem się. Miałem kilka spraw do uporządkowania a ona była jedyną i niepowtarzalną osobą, która mogła mi w tym pomóc. 

***
Rozdział jest krótki, wiem, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie. 
Mam nadzieje, że rozumiecie, w końcu koniec roku i jest kilka spraw, które czekają na załatwienie ich do końca.
Jak wam się podoba rozdział? Czekam na wasze komentarze :)

@Reeespect_


czwartek, 23 maja 2013

Chapter XXII

- Louis...- Usłyszałem głos budzącej mnie dziewczyny.- Louis, proszę cię obudź się. Strasznie boli mnie brzuch.- Wypowiedziała po raz kolejny moje imię w końcu mnie wybudzając. Otwierając oczy ujrzałem Jade kurczowo otuloną swoimi rękoma wokół brzucha.
- Co się dzieję?- Poderwałem się z łóżka przysuwając się do niej.
- Nie wiem, Louis. Proszę, zrób coś.- Powiedziała błagalnie.
- Zaczekaj tu chwilę.- Rozkazałem wychodząc z pokoju. Niemal wparowałem do sypialni Matt'a budząc go przy tym.
- Chyba pomyliłeś sypialnie.- Wysyczał rozbudzony.
- Zamknij się. Zadzwoń do lekarza Jade. My jedziemy do szpitala.- Rozkazałem.- Sparks kazał wam przyjeżdżac jak będzie się coś działo, a Jade wije się z bólu brzucha.- Wyjaśniłem szybko znikając za drzwiami jego pokoju.
- Jade?- Spojrzałem na skuloną na łóżku dziewczynę.- Jedziemy do szpitala. Gdzie masz wszystkie dokumenty?- Rozejrzałem się w poszukiwaniu spodni i jakiegoś t-shirtu. Gdy uzyskałem od niej odpowiedz schowałem wszystkie dokumenty biorąc ją na ręce. 
Wychodząc z mieszkania skierowaliśmy się prosto do mojego samochodu. Bezpiecznie posadziłem ją na fotelu. Musiałem jechac na prawdę szybko bo już po niespełna 10 minutach byliśmy pod szpitalem. Doktor Sparks czekał już przed wejściem. Usadzając Jade na wózku inwalidzkim, który stał przed wejściem weszliśmy do szpitala.
- Macie szczęście, że mam nocny dyżur. Co się dzieje?- Mężczyzna spojrzał na mnie a następnie w kierunku Jade pochylając się nad nią.- Jade, jak się czujesz?
- Niech Pan coś zrobi. Strasznie mnie boli..- Powiedziała kręcąc się z bólu. Cały czas kurczowo obejmowała się rękoma. Widziałem jak cierpi. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Nie znałem się na nowotworach, nie wiedziałem czy mógłby byc to jeden z objawów. Panikowałem.
Gdy lekarz zlecił jednej z pielęgniarek badania, które mają zrobic Jade, zabrano ją na jedną z sal.
- Jedź do domu. Podamy jej leki przeciwbólowe, zrobimy badania  i dopiero wtedy trafi na oddział. Nie zobaczysz się z nią za szybko. Przyjedź przed południem.- Zarządził lekarz.
- Nie. Zostanę. Nie zostawię jej.
- Tak myślałem.- Wzdychnął po chwili zmieniając wyraz twarzy na bardziej poważny.- Musicie byc silni a wygracie.
- Wiem o tym.- Uśmiechnąłem się bezsilnie. Po chwili odszedł. Zniknął za drzwiami za którymi chwilę wcześniej zniknęła moja dziewczyna..


Czas mijał a lekarza Jade ani jej samej nadal nigdzie nie było. W tym czasie zdążyłem zadzwonic do Harrego, który tuż po moim telefonie pojawił się w szpitalu. Po 8 zjawił się też Max i reszta chłopaków. Wiedziałem, że złym pomysłem było to aby przyjechali tutaj wszyscy. Media były wszędzie, fani tak samo. Nie zwracając na nich większej uwagi siedziałem dalej czekając, aż któryś z lekarzy powie w końcu co się dzieje.
- Może coś zjemy?- Spytał Niall. Byłem pierwszą osobą, która za to pytanie skarciła go wzrokiem.
- Masz wyczucie stary.- Zayn walnął go z otwartej ręki w głowę.
- Idźcie do domu. To bez sensu żebyśmy byli tu wszyscy. Tym bardziej, że wszyscy za nami łażą. Dajcie kilka autografów, zróbcie zdjęcia z fanami i po kłopocie.
- Będą pytac.- Liam spojrzał na mnie troskliwym spojrzeniem.
- No to powiedzcie im prawdę. Przeciez o tak się dowiedzą prawdy. Przecież wiesz jakie są media, Liam. Wyciągną wszystkie informacje.
Chłopak westchnął po chwili kładąc rękę na moim ramieniu.- Wolisz żeby Paul dowiedział się od mediów niż od ciebie, że do niej wróciłeś? w dodatku będziesz spędzał mnóstwo czasu z nią bo jest chora?
- Mam w dupie Paula. Przecież nie zostawię zespołu, ale nie może mnie stawiac w tej sytuacji. Nigdy jej nie zostawię. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Chłopacy przytaknęli jednocześnie zrywając się z miejsca i idąc w kierunku wyjścia. Został ze mna Harry na którego zawsze mogłem liczyc. Byłem mu wdzięczny za wszystko, za to że był.
Podczas gdy nie mogłem już usiedziec i chodziłem w kółko w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację wyszedł lekarz mojej dziewczyny, który kiwnięciem ręki zaprosił mnie do jednej z sal w której miałem nadzieję, że znajduję się Jade. Wchodząc do pomieszczenia mężczyzna zamknął drzwi następnie stając na przeciw mnie.
- Gdzie Jade?- Spytałem rozglądając się po pokoju.
- Za chwilę ją tu przywiozą.- Spojrzał na mnie lustrując dokładnie wzrokiem białe, zanotowane od góry do dołu kartki.- Dlaczego się nie zabezpieczyliście?- Spojrzał na mnie z lekko słyszalnym żalem w głosie mężczyzna.
- Co?- Spojrzałem na niego myśląc, że źle usłyszałem ciąg słów.
- Jade jest w ciąży. To już już początek 4 miesiąca i nie jest dobrze.- Spojrzał na mnie unosząc wzrok z nad kartek.- Wiem, że nie wiedzieliście. Wiem też, że mieliście przerwę i się rozstaliście.
- Nie mogę w to uwierzyc.- Złapałem się za głowę mierzwiąc dłonią włosy.- Co teraz? Co z terapią?
- I tu zaczynają się schody.- Westchnął.- Nowotwór ciągle się rozwija, rzekłbym, że jest coraz gorzej, ale my nie możemy teraz działac jeśli ona jest w ciąży. Nie może stosowac chemioterapii bo wasze dziecko tego nie przeżyje. Co prawda możemy podawac mniej inwazyjne leki, ale sądzę, że to nic nie pomoże. Choroba Jade rozwinęła się do takiego stopnia, że oprócz chemii nic innego może jej nie pomóc.-Powiedział z widniejącym na jego twarzy smutkiem.- Mogę ci przysiąc, że zrobię wszystko co w mojej mocy, ale najlepszym rozwiązaniem byłoby gdyby Jade nie urodziła tego dziecka. Wybacz Louis, ale jest to dodatkowe ryzyko. Podczas porodu może byc wiele komplikacji.
- Jakich komplikacji?- Przerwałem mu.
- Przeżyje albo Jade albo wasze dziecko. Może byc też tak, że... że umrą obydwie.- Spojrzał na mnie zerkając na drzwi, które momentalnie się otworzyły. Do sali weszły pielęgniarki pchające łóżko na którym leżała Jade. Spała. Jej twarz była blada. Wyglądała na wykończoną. Doktor wyjaśnił mi, że dostała dużą dawkę leków przeciwbólowych po których śpi. Byłem zdruzgotany. Czułem, że tracę wszystko a moje życie traci sens. Gdy wszyscy wyszli usiadłem przy jej łóżku. W ciszy złapałem za jej rękę ściskając ją w swoich dłoniach. Zbliżyłem jej dłoń do swojej twarzy delikatnie muskając wargami.
Nie pozwolę ci umrzec..
***
Krótki i długo musieliście czekac, wiem, ale prosiłam o komentarze a dostałam ich mniej niż zwykle.
Mam w domu dziewczynę z Peru, która jest u mnie na wymianie. Mimo to spięłam dupę i pisałam po nocach dla was ten rozdział pełen błędów (i know) ale przynajmniej jest.
Mam dla kogo pisac, w ogóle? 
Czekam na wasze opinie..

sobota, 11 maja 2013

Chapter XXI

Dzisiejszy poranek należał do jednych z lepszych w całym moim życiu. Po tym ile przeszłam znów mogłam obudzic się obok Louisa, chłopaka, który jest po prostu najważniejszy oczywiście nie dyskryminując przy tym Matta.
Leżąc obok niego kreśliłam kółka na jego opalonym torsie. Cały czas spał. Mogłam się więc domyślac jak męczące jest dla niego wieczne podróżowanie pomiędzy koncertami. Nie budząc go wyślizgnęłam się z łóżka kierując się do kuchni.


 Stając w pomieszczeniu włączyłam czajnik by po chwili móc zaparzyc dla nas herbatę. Z tego wszystkiego co się wydarzyło zapomniałam o tym, że Matt także tutaj mieszka i zapewne wszystko słyszał.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka głośna.- Matt uśmiechnął się szczeniacko wchodząc do kuchni. O wilku mowa.
- Przestań.- Zasłoniłam dłonią twarz unikając jego wzroku.
- Nie wstydź się. To normalne.- Zaśmiał się głośno na co lekko go szturchnęłam.
- To nie śmieszne.- Uśmiechnęłam się do niego zalewając kubki wodą.
- Śmieszne.- Odpowiedział drocząc się ze mną.- Swoją drogą to jak zareagował?
- Jeszcze mu nie powiedziałam.- Spuściłam z niego wzrok przenosząc ponownie na czajnik.
- Jak to mu nie powiedziałaś?- Spojrzał na mnie nie dowierzając.
- Nie powiedziałaś o czym?- Nieoczekiwanie do kuchni wszedł Louis opierając się o ścianę.- Cześć Matt.
- Cześć.- Spojrzał na niego po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie.- Chyba powinniście porozmawiać. Zostawię was samych.- Wyszedł z kuchni uprzednio klepiąc mnie lekko po ramieniu.
- Więc?- Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć Louis. To trudne.- Spuściłam z niego wzrok opierając się o szafki w kuchni. Kilka sekund później stał już przy mnie trzymając mnie w objęciach. Delikatnie uniósł mój podbródek, tak abym na niego spojrzała.- Normalnie.- Spojrzał mi w oczy delikatnie muskając moje wargi.
- Nie bądź na mnie zły. Właściwie to nie wiem jakie emocje będą tobą władały, ale proszę.. Nie zostawiaj mnie..- Spojrzałam na niego po czym szybko ujął w dłonie moją twarz. Jego oczy nie ukazywały żadnych innych emocji oprócz zmartwienia.- Nigdy cię nie zostawię, obiecuję.- Niemalże wyszeptał ściskając lekko moją dłoń. Odsunęłam się lekko od niego i podeszłam do okna stając tyłem i wpatrując się w bliżej nie określone za nim miejsce.- Mam raka.- Powiedziałam lekko słyszalnie.
- Co?- Usłyszałam jego głos tuż za mną.
- Mam raka Louis.- Uniosłam się zirytowana a z moich oczu kolejno zaczęły spływać łzy.Odwróciłam się do niego napięcie wpatrując się w jego zmieszaną twarz.
- Żartujesz..
- Wyglądam jakbym żartowała?- zmierzwiłam dłonią włosy zerkając na niego. Nie odezwał się.- Proszę, powiedz coś, Louis..- Spojrzałam na niego ocierając dłonią łzy.
- Co mam powiedź? - Złapał się za głowę mierzwiąc ręką włosy.- Nie płacz. Kochanie. Poradzimy sobie.- Spojrzał na mnie przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej.

*Louis*

Siedziałem na łóżku w sypialni Jade przyciskając ją do siebie ramionami. Płakała. Tak strasznie płakała a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Dlaczego ona? Dlaczego nie ja albo po prostu ktoś inny? Czym sobie zasłużyła na to całe cierpienie? Miałem ochotę wyjść i coś rozwalić, dać upust emocjom. Nienawidziłem byc bezsilny, wiedziałem, że teraz mnie potrzebuje i miałem do siebie wielki żal że ją zostawiłem z tym wszystkim. Gdy jej szloch ucichł podniosła się lekko odgarniając kosmyk włosów za ucho.
- Jak się czujesz? Głupio mi, że nigdy cię o to nie zapytałem, przepraszam.- Gładząc jej policzek spojrzałem w jej oczy dodając jej odrobiny otuchy.
- Nie wiedziałeś...- Powiedziała cicho spuszczając wzrok.- Dobrze, ale od dłuższego czasu wymiotuję.
- Mówiłaś o tym swojemu lekarzowi?
- Tak.- Odparła.- Jak trafię na oddział to wszystko sprawdzi.- Wiedziałem, że jest jeszcze coś co chciałaby mi powiedziec bo chwilami była myślami nieobecna.
- Louis?- Spojrzała na mnie niepewnie. Po czym uśmiechnąłem się do niej słabo aby kontynuowała.- Obiecaj, że mnie nie zostawisz. Nawet wtedy gdy... gdy stracę wszystkie włosy.- Powiedziała łamiącym się głosem po czym ją mocno do siebie przyciągnąłem.- Już nigdy. Obiecuję.- Złożyłem pocałunek na czubku jej głowy a ręką wodziłem po jej plecach aby się trochę uspokoiła.- Nawet gdybyś je wszystkie straciła to i tak będziesz piękna.- Wyszeptałem cicho po raz kolejny muskając czubek jej głowy.
Gdy zasnęła opuściłem jej łóżko zmierzając na korytarz gdzie zastałem Matta.
- Chciałem iśc na chwilę do siebie. Wezmę prysznic, zabiorę kilka rzeczy, pogadam z chłopakami i wrócę. Zostaniesz z nią?- Spojrzałem na niego niepewnie.
- Czy z nią zostanę? Oczywiście.- Prychnął.- To ja byłem przy niej gdy wylewała wszystkie łzy po tym jak ją zostawiłeś a ty mi się pytasz czy z nią zostanę?
- Wiem jak to wyglądało. Zrobiłem błąd wiem, ale chcę to naprawic.- Spojrzałem na niego po czym lekko siknął głową.
- Dobrze, że zorientowałeś się zanim byłoby za późno.- Spojrzał na mnie mierząc mnie od góry do dołu.- Masz szczęście bo gdyby nie Jade, skopałbym ci dupę za wszystko co jej zrobiłeś.- Poklepał mnie delikatnie po ramieniu po czym wyszedł do kuchni. Nie czekając długo opuściłem ich mieszkanie zmierzając do domu, który dzieliłem z chłopakami.


- Jak to ma raka?- Harry spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem próbując wyciągnąć jak najwięcej informacji.
- Normalnie. Od 3 lat.- Wzdychnąłem ciężko.
- I nie powiedziała ci?
- Nie powiedziała nikomu.- Spojrzałem na chłopaka bawiąc się nerwowo palcami.- Z resztą co to ma do rzeczy. Ważne, że mi w końcu o tym powiedziała, że powiedziała komukolwiek. Ona potrzebuje pomocy Harry.
- Będzie dobrze Louis. Musi być dobrze.- Harry poklepał mnie po ramieniu patrząc na mnie pełnym współczucia wzrokiem.
- Kocham ją. Właśnie teraz gdy wszystko miało być dobrze znowu coś się zjebało.- Spojrzałem na niego nerwowo wstając z kanapy na której siedzieliśmy.
- Poradzicie sobie, Louis. Kto jak nie wy?- Harry podszedł do mnie kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.- Idź do niej. potrzebuje cię.
- Dzięki Harry.- Uśmiechnąłem się lekko do przyjaciela po czym przytuliłem go bratersko.

- Gdzie byłeś?- Jade spojrzała na mnie otwierając mi drzwi od mieszkania.
- W domu. Musiałem zabrać kilka rzeczy skoro zamierzam spędzić tutaj trochę więcej czasu.- Uśmiechnąłem się do niej obejmując ją w tali.
- Kto powiedział, że chcę żebyś tu został?- Uśmiechnęła się cwaniacko wsuwając swoje zimne dłonie pod moją koszulkę.
- Wiem, że chcesz. Szalejesz za mną.- Odwzajemniłem jej cwaniacki uśmiech drocząc się z nią.
- Nie prawda.- Przygryzła lekko swoją wargę.
- Prawda.- Powiedziałem z satysfakcją uśmiechając się zadziornie.
- Oh zamknij się.- Zaśmiała się uderzając lekko w moją klatę.
- Kocham cię.- Uśmiechnąłem się szeroko muskając lekko jej wargę.
- Ja ciebie też.- Odwzajemniła mój pocałunek wtulając się we mnie. Właśnie trzymam swój cały świat w ramionach. Nigdy nie pozwolę jej odejść. Pokonamy wszystko..


***
W końcu udało mi się dokończyć ten rozdział. Jak wam się podoba?
Proszę WSZYSTKICH o pozostawienie opinii.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Chapter XX

Spoglądałam niepewnie na Matta, który cały czas kurczowo ściskał moją dłoń gdy siedzieliśmy w gabinecie doktora Sparksa. Mężczyzna od dłuższego czasu analizował moje wyniki co chwile notując coś na jednej z kart.
- Nie wygląda to dobrze. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.- Spojrzał na mnie mężczyzna wyglądając z zza kartki.
- Dwa lata temu też to pan mówił. Swoją droga nie spodziewałam się, że to pan.- Spojrzałam niezręcznie na mężczyznę.
- Szczerzę mówiąc to też liczyłem, że to nie ty. Miałem nadzieję, że to tylko zbierznośc nazwisk.
- To wy się znacie?- Odezwał się zdezorientowany Matt.
- Tak. Przyjmowałem kiedyś w Doncaster. To ja wykryłem nowotwór u Jade.- Spojrzał na Matta a następnie przeniósł wzrok na mnie.- Potrzebuję więcej badań żeby móc znowu zacząc działac skoro chcesz jeszcze pożyc.- Spojrzał na mnie ponownie notując coś na kartce.- To jest twoje zwolnienie z pracy.- Powiedział podając mi kartkę.- W przyszłym tygodniu staw się na oddziale. Poleżysz u nas około tydzień co wiążę się z tym, że nie będziesz mogła stawic się na wykładach.
- Rozumiem.- Skinęłam głową zerkając w kierunku mężczyzny.
- Tyle z mojej strony, ale na przyszłośc szanuj swoje życie. Nie wierzę, że tak zlekceważyłaś swoją chorobę.- Spojrzał na mnie z wyrzutami na co momentalnie zrobiło mi się głupio.
Spuściłam głowę w dół po czym ponownie spojrzałam na mężczyznę.- Mam nadzieję, że nie jest za późno bo zamierzam walczyc.

Po zakończonej wizycie udaliśmy się do Starbcucksa w którym pracowałam. Witając się z moimi koleżankami i kolegami z pracy ruszyłam w stronę pomieszczenia kierowniczki. Pukając stanowczo weszłam do środka.
- Ja tylko na chwilę.- Powiedziałam wcześniej witając się z kobietą.- Jestem chora. Mam raka.- Wypaliłam czym dałam jej zwolnienie.- Nie wiem jak wszystko się potoczy więc chcę byc w porządku w stosunku do reszty. Nie chce trzymac miejsca dla siebie skoro na moim miejscu mógłby pracowac ktoś inny. Dlatego chcę złożyc wymówienie.- Spojrzałam na kobietę nerwowo bawiąc się palcami.
- Jade. Tak strasznie mi przykro.- Patrzyła na mnie niewiedząc co powiedziec.- Byłaś nienagannym pracownikiem. O czym ja w ogóle mówię. Chodź tu, niech cię uściskam.- Spojrzała na mnie wstając i rozkładając ręce.- Będę trzymac kciuki za ciebie. Wierzę, że wszystko się ułoży .- Powiedziała przytulając mnie do siebie.Podziękowałam jej za ciepłe słowa po czym wyszłam z pomieszczenia. Matt siedział przy jednym ze stołów czekając na mnie. Bez słowa podeszłam do niego po czym wstał łapiąc moją rękę, następnie wyszliśmy na zewnątrz kierując się do naszego mieszkania.
- Matt?- Przerwałam ciszę zerkając na chłopaka, który przez pół drogi cały czas ściskał moją rękę.- Jak mam powiedziec o tym chłopakom? Jak powiedziec o tym Louisowi?
- Na pewno nie przez skype. Masz jeszcze czas. - Powiedział próbując mnie pocieszyc.
- No nie wiem. Wracają w przyszłym tygodniu.- Spojrzałam na chłopaka zakłopotana.- Nie chce im o tym mówic.
- Przecież musisz. I tak się dowiedzą.
- Wolę żeby to stało się trochę później.
- Nie okłamuj go. Przypuszczam, że nie byłby zadowolony.- Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.- Z resztą nie myśl o tym na razie. Odreaguj jakoś to wszystko bo jak na razie wszystkim się zadręczasz.
- Jak?- Parsknęłam.- Łatwo ci mówic.
- Nie wiem, może sex? Obydwoje rozluźnimy się trochę.- Spojrzał na mnie a ja zaśmiałam się po czym szturchnęłam go lekko w ramię.
- Uwielbiam jak tak umiejętnie poprawiasz mi humor.- Uśmiechnęłam się przytulając się do chłopaka.
- Od tego między innymi jestem.- Uśmiechnął się szeroko po czym musnął delikatnie moje wargi.


- Rozumiem, że dzisiaj gotujesz.- Uśmiechnęłam się szeroko rzucając się na łóżko.
- Pizza od Teddy'ego może byc?
- Nie sądziłam, że aż tak się wysilisz.- puściłam do niego oko śmiejąc się.
- Zamknij się.- Usiadł obok mnie jednocześnie włączając tv.
Moją uwagę przykuł jeden z programów plotkarskich, których ostatnio oglądałam niewiele, jednak gdy usłyszałam w nim swoje imię kazałam chłopakowi zostawic.
- Wygląda na to, że była dziewczyna Louisa Tomlinsona znalazła już sobie pocieszenie w ramionach innego. Jak widac na zdjęciach spotykają się dośc często. Media donoszą, że para mieszka ze sobą, jednak ciekawszym jest fakt, że mieszkali już razem za czasów gdy dziewczyna była już z jednym z członków One Direction. Co na to Louis? Nie wypowiadał się na temat nowego chłopaka swojej byłej dziewczyny, natomiast twierdzi, że ma z nią bardzo dobre relacje. Mówiła dla was Jennifer Parker.
- Fajnie.- Fuknęłam zirytowana.
- Hej, zawsze chciałem byc sławny. Dzięki Jade.- Poruszył zabawnie brwiami trącając mnie lekko łokciem.
- Nie ma sprawy.- Wzdrygnęłam ramionami opierając się o tył kanapy.

Jak zawsze przyszedł wieczór i mój nastrój zmieniał się o 180 stopni. Matt właśnie wyszedł do pracy co oznaczało, że mogę znowu zacząc wylewac łzy bez obawy, że usłyszy po raz kolejny moje łkanie. Nie lubiłam pokazywac tego, że jest mi ciężko, ale czasami potrzebowałam się wypłakac czy pokrzyczec w poduszkę. Bóg mnie musi nie kochac skoro wszystko co złe przydarza się akurat mi. Nieważne.
Koło 20 musiałam niestety zwlec się z łóżka bo komuś po prostu zebrało się na odwiedziny. Stając przed lustrem w korytarzu zmierzwiłam ręką włosy i skierowałam się do drzwi do których ktoś od dłuższego czasu już się dobijał.
- No idę.- Syknęłam otwierając drzwi. W tym momencie doznałam szoku.- Lou? Mieliście byc w przyszłym tygodniu.- Zerknęłam na chłopaka, który po chwili stał już w korytarzu zamykając drzwi.
- Wróciliśmy trzy dni temu. Sprawdzałem czy chcesz mnie widziec.- Spojrzał na mnie przyglądając mi się.- Płakałaś?- Wyszeptał lekko słyszalnie kładąc rękę na moim policzku.
- Cholernie tęskniłam.- Przytuliłam się do chłopaka zaciskając oczy. Nie musiałam długo czekac aż to odwzajemnił szeptając w moje włosy jak strasznie przeprasza.
- Zrobiłem błąd. Żałuje tego. Na prawdę.- Odsunął mnie delikatnie od siebie biorąc w dłonie moją twarz.- Nie zniosę więcej czasu bez ciebie. Kocham cię Jade.- Spojrzał na mnie niepewnie po czym złączyłam nasze usta w zachłannym pocałunku. Wsunęłam swoje dłonie pod jego koszulkę jeżdżąc palcami po jego umięśnionym torsie. Delikatnie odsunęłam od niego swoją twarz. Przeniosłam swoją dłoń na jego twarz lustrując dokładnie rysy jego twarzy.- Nie pozwolę ci już odejśc. Kocham cię. Potrzebuję cię.- Spojrzałam na niego błagalnie po czym przycisnął mnie do ściany ponownie złączając nasze usta w w pocałunku.
Ponownie wsunęłam dłonie pod jego koszulkę tym razem umiejętnie się jej pozbywając. Delikatnie pociągnęłam go do swojej sypialni zamykając za nami drzwi. Znajdując się w pomieszczeniu chłopak momentalnie popchnął mnie na łóżko. Przyciągając go do siebie odwzajemniałam każdy z pocałunków. Nawet się nie zorientowałam kiedy pozbył się mojej koszulki a już majstrował przy zamku moich szortów.
Pociągnęłam go za kark aby zmniejszyc odległośc między nami przez co chłopak przyparł do mojej klatki piersiowej. Nasze pocałunki stały się jeszcze bardziej zachłanne. Zsuwając z chłopaka jego spodnie przygryzł moją dolną wargę po czym przekręcił nas o 180 stopni, tak, że teraz ja leżałam na nim. Zmieniłam swoją pozycję i usiadłam na nim okrakiem delikatnie ocierając się o jego przyrodzenie, które ciasno spoczywało w jego bokserkach. Nie chciał dłużej czekac, chciał dominowac więc ponownie przekręcił nas tak, że tym razem on był na górze. W mgnieniu oka pozbył się moich majtek, to samo zrobiłam z jego bokserkami. Nieoczekiwanie we mnie wszedł na co w pokoju rozniosły się jęki podniecenia. Mój oddech był nieregularny a myśli krążyły w okół tego chłopaka. Właśnie pieprzę się z Louisem Tomlinsonem. Z moim Louisem.
W momencie gdy chłopak wodził rękami po moich plecach stanowczym ruchem ręki odpiął mój stanik. Zaczął delikatnie całowac moją skórę przy obojczykach następnie zjeżdżając aż do piersi.
Jego ruchy stały się bardziej stanowcze przez co czułam, że osiągam już szczyt. Nie minęło dużo czasu gdy oboje szczytowaliśmy. Chłopak pochylił się nade mną składając na moich ustach czuły pocałunek, następnie opadł na łóżko obok mnie i przykrył nas kołdrą. Między nami panowała cisza a w pokoju było słychac nasze nierówne oddechy. Lou delikatnie splótł nasze dłonie zerkając na mnie.
- Ostatnio czytałem, że masz chłopaka.- Przerwał ciszę uśmiechając się szeroko.
- To tylko sex.- Wzdrygnęłam ramionami uśmiechając się do niego.
- I tak jesteś moja.- Uśmiechnął się cwaniacko przygryzając lekko płatek mojego ucha.
- Muszę ci coś powiedziec Lou.- Wzdychnęłam ciężko przekręcając się na bok aby dokładnie go widziec.
- Ja ciebie też Jade. Już ci mówiłem.- Uśmiechnął się szeroko wodząc dłonią po mojej nagiej skórze.
- Nie o to chodzi.
- Pogadajmy o tym kiedy indziej co? Jest już późno.- Spojrzał na mnie zerkając na stojący na szafce zegarek.
- Mhm.- Spojrzałam na niego zrezygnowana orientując się, że jest już przed 2 a następnie wtuliłam się w jego nagie ciało.- Dobranoc Lou.
- Śpij dobrze. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.

***
No. Co wy na to? W końcu te słowa padły z ich ust.
Rozdział jest zdecydowanie dłuższy w porównaniu do ostatnich.
Co sądzicie? BŁAGAM O KOMENTARZE, kocham was.

Jak wam się chce to posłuchajcie sobie jednego z moich coverów TU

@Reeespect_

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Chapter XIX

Wakacje. Długie dwa miesiące, które mimo wszystko za każdym razem mijają tak samo szybko. Każdego roku w planach mam aby były one najlepszymi w życiu, a te? Te już się skończyły. Nie zrobiłam nic pożytecznego ani nic dla siebie. Każdego dnia pojawiałam się w pracy a następnie wracałam do domu. Wieczorami rozmawiałam na skypie z chłopakami. Pieprzona monotonia. Tylko czekałam aż cała piątka wróci z tej pierdolonej trasy żebym mogła ich wszystkich po prostu przytulic, żebym mogła przytulic Louisa i powiedziec jak strasznie mi ciężko, jak strasznie za nim tęsknie i go potrzebuję. Przecież wiem, że moglibyśmy byc razem mimo wszystko. Zespół nie powinien byc przeszkodą. A fanki? Jeżeli kochają swoich idoli to powinni uszanowac wszystkie ich decyzje.
Weekendy za każdym razem spędzałam z Mattem. Zazwyczaj był to wyjazd do Doncaster. Jakby na to nie patrzec to tam czułam się najlepiej. To tam był mój dom, tam się wychowałam i tam straciłam najbliższe mi osoby. Jedno miejsce a tyle wspomnień. Szkoda, że większośc z nich tak bolesna, ale mimo tego wszystkiego co się wydarzyło wracam tam za każdym razem udając się na cmentarz wspominając z Mattem przeszłośc. On i Lottie byli dla siebie stworzeni. Zawsze pragnęłam takiej miłości jaką oni darzyli siebie nawzajem. Podziwiam go, że potrafił się otrząsnąc po wypadku jego ukochanej, że stanął na nogi.
A Sophie? Myślę o niej codziennie, codziennie przed snem lustrując to samo zdjęcie na której obydwie tkwimy ze szczerym uśmiechem. To było jak obawa o to, że mogłam jej zapomniec. Niedorzeczne, wiem..


Właśnie siedziałam na wykładach rozmyślając nad tym wszystkim gdy z moich przemyśleń wyrwał mnie siedzący obok Matt.
- Zwijamy się na obiad? Nic ciekawego.- Spojrzał na mnie z nadzieją.
- Jasne.- Spojrzałam na niego zmieszana, następnie oboje podnieśliśmy się z miejsca udając się w kierunku wyjścia.

* Włącz TO *
- O której zaczynasz pracę?-  Odezwał się gdy siedzieliśmy rozwaleni na kanapie w salonie oglądając jaką durną komedię i konsumując wcześniej zamówioną przez nas pizzę.
- Mam jeszcze 2 godziny.- Odwróciłam wzrok od telewizora, następnie oparłam głowę o jego ramię.- Jestem zmęczona, nic mi się nie chce. Jak pomyślę o tym, że o 22 kończę dopiero pracę to mi słabo.
- Rzuc to w cholerę. Sprzedałaś dom w Doncaster więc na brak kasy nie musisz narzekac.
- Ale co będę robic tu sama? Ty co drugie po południe jesteś w pracy, chłopaków nie ma. No i samo to, że w każdej wolnej chwili myślałabym o Louisie..- Spojrzałam na niego wzdrygając ramionami.- Rozumiesz.
Nie odpowiedział. Nic dziwnego. Od dłuższego czasu nie robię nic więcej niż użalam się nad sobą jakie to moje życie jest beznadziejne, no, ale przecież ludzie mają większe zmartwienia, prawda? Nie każdy ma dach nad głową czy inne, gorsze problemy. Mimo to wolałabym stracic wszystko byle miec przy sobie wszystkich tych, których straciłam...
Gdy Matt wyszedł do pracy po woli szykowałam się do swojej. Zgarniając do torebki wszystkie najpotrzebniejsze mi rzeczy napotkałam kartkę z zapisem wyników laboratoryjnych. No tak, nadal nie udałam się do doktora Sparksa, który cały czas nadal nalegał na tą wizytę. Ale po co? Doskonale wiedziałam co mi jest, z resztą nauczyłam się z tym życ i nie chce martwic Matta. Nie wiem czy by mi wybaczył, że nigdy mu o tym nie powiedziałam.
Odłożyłam kartkę z powrotem i następnie po wsunięciu na stopy miętowych baletek udałam się w kierunku mojego miejsca pracy.

Lubiłam swoją pracę. Codziennie spotykałam jakieś nowe twarze lub takie, które już tutaj bywały, w przerwie mogłam się napic ulubionej kawy a przede wszystkim czas leciał mi dośc szybko i przyjemnie.
Właśnie miałam 15 minutową przerwę gdy telefon wygrał znaną mi melodię. Nie patrząc na wyświetlacz przyłożyłam urządzenie do ucha wcześniej akceptując połączenie.
- Hej Jade.- Usłyszałam męski głos który przyprawił mnie o gęsią skórkę.
- Hej Louis.- Odpowiedziałam cicho zerkając na wyświetlacz czy na pewno dobrze rozpoznałam ten głos. To absurdalne, przecież nigdy bym nie zapomniała.
- Spotkaj się ze mną.- Wyszeptał stanowczo przyprawiając mnie o kolejne dreszcze.
- Louis, jesteś w Nowym Jorku. Raczej wątpię w swoje umiejętności teleportowania się czy latania.- Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- W przyszłym tygodniu będę w Londynie. Mamy przerwę w trasie.
- W takim razie okej.- Odparłam.
- Tęsknie Jade.- Po usłyszeniu tych dwóch słów na moje usta wtargnął delikatny uśmiech. Jednak widząc w drzwiach pomieszczenia dla personelu zdenerwowanego Matta ściskającego w ręce kartkę papieru zmieszałam się.
- Muszę kończyc.- Momentalnie zakończyłam połączenie odkładając nerwowo telefon.
- Wytłumacz mi to.- Spojrzał na mnie z żalem rzucając na stolik kartkę.
- Chciałam ci powiedziec, ale nie chciałam cię denerwowac.- Spojrzałam na niego przygryzając nerwowo wargę.
- Dowiedziałaś się dopiero teraz czy wiesz o tym dłużej?- Spojrzał na mnie przeszywając mnie wzrokiem.
- Długo. Jakieś dwa lata.- Spojrzałam na niego niepewnie.
- I nic z tym nie robisz? Kurwa Jade, widziałaś wyniki? To jest rak. Nowotwór do cholery.- Wykrzyczał przejęty powodując łzy w moich oczach.- Nie chcę stracic znowu kogoś tak ważnego dla mnie.
- Proszę cię Matt. Nie krzycz.- Spojrzałam na niego.- Chciałam życ normalnie. Biorę chemie, leczę się, ale to już chyba nie wystarcza. Na prawdę nie chcę spędzic pół życia w szpitalu.
- O ile tyle jeszcze masz. Mamy byc lekarzami. Myślałem, że jesteś mądrzejsza, odpowiedzialniejsza.- Spojrzał na mnie odwracając się i kierując do wyjścia.
- Kończę pracę za pół godziny.Nie zaczekasz na mnie?- Spojrzałam na niego zmieszana.
- Sorry, Jade. Muszę ochłonąc.- Powiedział po czym wyszedł zostawiając mnie..
Byłam załamana. Czułam, że go zawiodłam tając coś takiego.


Nie miałam siły dłużej tu siedziec. Zawitałam w gabinecie mojej kierowniczki prosząc o wcześniejsze wyjście i kilka dni wolnego. Całe szczęście, że się na to zgodziła.
Droga do domu zajęła mi dobrą godzinę. Miałam czas na umówienie się z doktorem Sparksem na konsultację jakiej się domagał. Mam nadzieję, że chociaż to ucieszy Matta tego dnia.
Otwierając drzwi mieszkania ujrzałam chłopaka opierającego się o ścianę. Spuściłam wzrok zsuwając baletki ze stóp. Gdy chciałam iśc do swojego pokoju pociągnął mnie za nadgarstek jednocześnie do siebie przytulając. - Przepraszam.- Wyszeptał w moje włosy gładząc je delikatnie ręką.
- Umówiłam się na konsultację.- Wyszeptałam cicho przytulając się do niego.- Jutro na 8. Pójdziesz ze mną?
- Jasne.- Powiedział odsuwając mnie od siebie.- Przejdziemy przez to razem..

***
Czuję, że nie potrafię napisac nic dobrego i was nie zadowalam. Nie wiem czy na waszym miejscu czytałabym coś tak bezsensownego..
Jutro piszę testy, ale mimo to postanowiłam tutaj coś dodac bo dawno nic się nie pojawiło.
Przepraszam.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Chapter XVIII


Obudziłam się z potwornym bólem głowy, nic dziwnego. Nie byłam przyzwyczajona do picia, tym bardziej takiej ilości alkoholu co wczoraj. Pośpiesznie wstałam z łóżka kierując się do kuchni w celu znalezienia butelki wody. W kuchni natknęłam się na świeże pieczywo i leżącą prasę, którą zapewne kupił Matt przed wyjściem do pracy. Moją uwagę przykuło zdjęcie moje i Malika najwyraźniej zrobione w nocy gdy wracaliśmy do domu. Zdjęcie ukazywało mnie objętą ramieniem przez Zayna. Zdjęcie było normalne, żadnego obmacywania, całowania, ale mimo wszystko pierdolnęli tytuł, że Zayn odbił dziewczynę przyjacielowi. Gdy usłyszałam dźwięk wydający przez mój telefon pobiegłam do pokoju w którym się znajdował.
- Tak Zayn, widziałam już okładkę jednej z gazet.- Powiedziałam od razu odbierając telefon.
- To lepiej włącz telewizor.
- Nie chcę się denerwowac.- Westchnęłam siadając na łóżku.
- Mogłabyś do nas przyjśc? Miałem starcie z Louisem. Powinnaś z nim pogadac.
- Zayn, ja i Louis nie jesteśmy razem. Prawda jest taka, że mogę robic co chcę, nawet sypiac z jego przyjacielem.
- Oboje wiemy, że nadal coś do niego czujesz i nie zrobiłabyś mu tego.
- Co on teraz robi?
- Po tym jak się trochę poszturchaliśmy siedzi w swoim pokoju. Harry go uspokaja.
- Chyba chcę go zobaczyc. Będę za pół godziny.- Westchnęłam ciężko po czym zakończyłam połączenie.
Po tym jak się odświeżyłam, ubrałam i zrobiłam lekki makijaż byłam gotowa do wyjścia. Mimo godziny 14 nie miałam nawet czasu zjeśc śniadania.

- Hej.- Spojrzałam na Zayna, który przepuścił mnie w drzwiach do mieszkania.
- Louis jest u siebie.- Spojrzał na mnie badawczo Harry wychylając się z za ściany.
- Ciebie tez miło widziec Styles.- Spojrzałam na chłopaka, który bez żadnej reakcji wrócił do salonu.
- Atmosfera dzisiaj jest ciężka więc uważaj.- Spojrzał na mnie Zayn. Skinęłam lekko głową i zmierzając po schodach na górę stanęłam pod drzwiami pokoju Louisa. Nie pukając weszłam cicho zamykając za sobą drzwi. W pokoju panowała ciemność poprzez opuszczone rolety. Siedział na łóżku, tyłem do mnie wpatrując się w bliżej nie określony punkt.
- Kimkolwiek jesteś, wyjdź. Jeżeli to ty Zayn, to wypierdalaj od razu.
- Myślałam, że może jednak nie będziesz miał nic przeciwko.- Powiedziałam cicho opierając się o drzwi. Momentalnie wstał z łóżka odwracając się w moją stronę. Tak cholernie mi go brakowało. Samo jego spojrzenie powodowało nagły napływ łez do moich oczu.
- Przyszłam tylko na chwilę.- Podeszłam do niego trochę bliżej delikatnie kładąc rękę na jego ramieniu.- Nigdy nie będę z Zaynem, nigdy nic między nami nie zaszło i z pewnością nie zajdzie. Nie wiem dlaczego ci to mówię, w końcu nie jesteśmy razem, ale nie chce żebyście się kłócili. Nie o mnie.- Spojrzałam na niego. Następnie odwróciłam się napięcie i ruszyłam z powrotem w kierunku drzwi.
- Zaczekaj.- Złapał mnie za nadgarstek.- Nie chcę tak życ, rzucę to.- Powiedział pewnie spoglądając na mnie.
- Nie Louis. Nie mogę ci tego zrobić. Kochasz One Direction. Kochasz robić to co robisz. Dopiero się wszystko zaczyna.- Spojrzałam na chłopaka delikatnie ściskając jego dłoń.- Pozwól mi zapomnieć.- Spojrzałam na niego a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą po chwili szybko otarłam. Nie czekając dłużej złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku po czym wyszłam z pokoju.
'Idiotko, przecież i tak nie zapomnisz i do końca życia będzie tylko on'- Pomyślałam i zeszłam na dół.
Mijając stojących chłopaków, którzy najwidoczniej czekali na to co im powiem Spojrzałam na nich niezręcznie i kiwając delikatnie głową wyszeptałam 'nic' i wyszłam z mieszkania.
- Jade, czekaj.- Złapał mnie za nadgarstek Harry po czym mocno do siebie przytulił.- Trzymaj się. Uśmiechnęłam się słabo i wyszłam za bramę ich posesji.
W sumie to jakoś nigdy nie sądziłam, że będzie mi kogoś tak cholernie brakowało, tym bardziej jego. Od śmierci Lottie zawsze miałam go za skończonego idiotę i chyba nadal bym chciała aby tak było. Stojąc z nim w jednym pokoju miałam ochotę się na niego rzucić, przytulic, pocałował i poprosić o to aby po prostu był i mnie nie zostawiał. Co się ze mną stało? Dlaczego, aż tak się zmieniłam? Dlaczego on mnie, aż tak zmienił? Wcześniej byłam niezależna, od wszystkich i wszystkiego, a teraz? Nieważne. W końcu będę musiała się ze wszystkimi pogodzić. Chłopcy w końcu jada w trasę, wrócą za dwa miesiące, wyjadą znowu. Zapomnę, muszę.
Moje przemyślenia przerwał dzwoniący telefon. Gdy na wyświetlaczu ujrzałam imię mojej szefowej od razu odebrałam.
- Hej Jade, są już twoje wyniki.- Usłyszałam uprzejmy głos Katy. Na początku nie skojarzyłam, jednak po chwili przypomniało mi się o badaniach zdrowotnych, które zleciła wszystkim pracowników.
- Mam po nie przyjśc teraz?
- Nie koniecznie. Możemy to załatwić po weekendzie. Ale doktor Sparks kazał ci przekazać abyś się u niego pojawiła.
- Coś nie tak z moimi badaniami?
- Wybacz, nie jestem lekarzem. Nie znam się na tym.- Odrzekła mile.
- Jasne. W poniedziałek to załatwię.

Wyświetlacz mojego telefonu wskazywał godzinę 18. Do tego czasu nadal nic nie zjadłam więc mając nadzieję, że Matt jest jeszcze w pracy podążyłam do restauracji w której chłopak pracował jako kelner.
- Hej.- Uśmiechnęłam się do chłopaka gdy usiadł przy stole przy którym chwilę wcześniej zajęłam miejsce.
- Wpadłaś coś zjeśc czy po prostu się stęskniłaś.- Uśmiechnął się zerkając na mnie.
- Jedno i drugie. Nic jeszcze nie jadłam. Zrobisz sobie przerwę?- Spojrzałam na chłopaka biorąc w ręce kartę leżącą na stole.
- Właśnie kończę.- Spojrzał na mnie wstając od stołu.- Idę się przebrać. Co ci zamówić?
- Okej, weźmy pizze do domu.- Uśmiechnęłam się do niego odkładając kartę.

- I tak po prostu wyszłaś? Nie pożegnałaś się z nimi? Przecież po weekendzie wyjeżdżają.- Spojrzał na mnie Matt gdy leżeliśmy w jego łóżku jedząc pizze.
- No tak. Znając ich i tak przyjdą się pożegnac.- Wzdrygnęłam ramionami zerkając na niego.
Wieczór minął dośc normalnie. Leżeliśmy w łóżku oglądając jakiś bezsensowny film puszczany w lokalnej telewizji a następnie zasnęliśmy. W nocy męczyły mnie potworne nudności zapewne związane z moim kacem lub zatruciem się pizzą. W końcu, tylko to dziś jadłam.

***
No, udało mi się cokolwiek napisac. Błagam was o więcej komentarzy. Wiem, że zainteresowanie tym blogiem nie jest wielkie, ale mogę chyba liczyc na to żeby każdy kto go czyta mógł go skomentować, lol...

środa, 3 kwietnia 2013

Chapter XVII

Minęły dwa tygodnie odkąd rozstałam się z Louisem. Nie wiem dlaczego, ale wielokrotnie dzwonił oraz pisał między innymi abyśmy się spotkali. Dlaczego nie pozwoli mi o sobie zapomniec? Sam doprowadził do takiego obrotu sytuacji a teraz męczy mnie telefonami. Prawdę mówiąc rozważałam zmianę numeru, ale wiedziałam, że to nic nie zmieni w końcu któryś z chłopaków i tak dałby mu mój nowy.
Często o nim myślałam, zdecydowanie zbyt często. Najbardziej denerwujące było słyszec jego głos w radiu, który później cały dzień odbijał się w mojej głowie. Banalne.
Właśnie kończyłam moją ranną zmianę co oznaczało, że zaraz wpadnie Zayn z którym zamierzam iśc coś zjesc a następnie mamy zamiar udac się do kina. Ostatnio wiele czytałam na swój temat w gazecie. Chłopcy cieszyli się coraz większą uwagą mediów a ja dzięki Louisowi zostałam okrzyknięta dziewczyną, która zostawiła swojego chłopaka dla jego przyjaciela- Zayna. To prawda, od rozstania się z chłopakiem spędzałam bardzo dużo czasu z Malikiem, ale to nie znaczyło, że coś mnie z nim łączy czy łączyc będzie. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad swoimi uczuciami do Tomlinsona. Na początku go nienawidziłam później się do niego przekonałam a następnie zbliżyłam się do niego i zostaliśmy parą, jednak gdy się rozstaliśmy dopiero wtedy dotarło do mnie, że jest to coś więcej niż zauroczenie. Nieważne, było minęło i nie wróci.
- Hej.- Z przemyśleń wyrwał mnie głos Zayna, który po chwili delikatnie całował mnie w policzek na powitanie. Tuż obok chłopaka stała trójka dobrze mi znanych chłopaków, którzy po chwili również się ze mną przywitali.
- Mam nadzieję, że się nie obrazisz jeśli spędzimy ten dzień razem z wami.- Spojrzał na mnie Harry po czym uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Oczywiście, że nie. Dajcie mi chwilę, muszę się przebrac.- Spojrzałam na nich uśmiechając się i weszłam do pomieszczenia poświęconego pracownikom.

- Co u Louisa?- Palnęłam ni stad ni zowąd gdy czekaliśmy na nasze zamówienie w Nandos.
- Jade. On cierpi. Wiesz, że tego nie chciał.- Spojrzał na mnie Harry łapiąc delikatnie moją rękę.
- Harry nie tłumacz go. Proszę.- Spojrzałam na chłopaka spuszczając z niego wzrok.
- Louis pojechał do Doncaster. Z resztą ostatnio mało wychodzi z pokoju. Nawet nie chce z nami chodzic do klubów.- Odezwał się Liam odpowiadając na moje wcześniejsze pytanie.
- Nieważne.. Nie było tematu.- Spojrzałam na nich kolejno po czym zabraliśmy się za jedzenie rzeczy, które własnie nam przyniesiono.
Myślałam, że ten obiad będzie wyglądał trochę inaczej, ale czego mogłam się spodziewac po chłopakach, którzy rozpoznawani i oblegani przez fanów są na każdym kroku? Oczywiście nie przeszkadzało mi to, że wiecznie ktoś podchodził aby sobie zrobic zdjęcie z którymś z nich lub wziąc autograf. Raczej zastanawiało mnie jakby wyglądał teraz mój związek z Louisem gdy cała ich piątka staje się teraz coraz sławniejsza. Może to i dobrze, że stało się jak stało? Nieważne.
- Będziemy się zbierac.- Powiedział nagle Liam wstając od stołu.
- A co z kinem?- Spojrzałam na nich kolejno zawieszając wzrok na Zaynie.
- Przecież mamy próbę wieczorem. Zayn ci nie mówił?- Spojrzał na mnie Harry wstając z krzesła.
- Przepraszam Jade, zapomniałem.- Usprawiedliwił się.- Obrazisz się jak pójdziemy w przyszłym tygodniu?
- Jasne, że nie.- Uśmiechnęłam się delikatnie po czym każdy z nas wstał z miejsca kierując się do wyjścia.

Siedziałam właśnie w jednym z najbardziej obleganych klubów w Londynie sącząc trzeciego drinka. Zegar wiszący naprzeciw wskazywał godzinę 24 a ludzi gromadziło się coraz więcej. Jedni tańczyli, drudzy zajmowali miejsca w boxach a jeszcze inni siedzieli przy barze sącząc drinki.
Chciałam coś zmienic, w końcu moje życie zaczęło tracic sens. Byłam pod wpływem, byłam ładna, mogłam miec każdego faceta jak i mogłam iśc z każdym do łóżka. Ale po co skoro kochałam Louisa i nie mogłam zapomniec o tym skurwielu?
Około 1 postanowiłam wracac do domu. Wychodząc z klubu napotkałam znajomą mi osobę, która omal nie wylała na mnie kufla z piwem.
- Zayn? - Spojrzałam na chłopaka.
- Cześc.- Spojrzał na mnie przelotnie uśmiechając się
- Jak próba?
- Przepraszam Jade. Na prawdę o niej zapomniałem, ale nawet jej nie było.  Tomlinson nie wrócił z Doncaster.- Odparł oburzony opierając się o ścianę.- Ale nieważne. Napijesz się ze mną? Zamówic ci drinka?
- Właściwie to wypiłam już 3, z resztą jestem zmęczona, miałam wracac do domu.- Uśmiechnęłam się do chłopaka delikatnie ruszając w kierunku drzwi. Nie odeszłam zbyt daleko gdyż chłopak zwinnie złapał mój nadgarstek.
- Daj spokój. Wiem, że rzadko imprezujesz. Rozerwij się trochę. Nie możesz wiecznie tylko pracowac i siedziec całymi wieczorami w domu. Zabaw się.- Poruszył zabawnie brwiami uśmiechając się.
- Dobra wygrałeś.- Poddałam się po czym ten uśmiechnął się zwycięsko.


Od dobrych 20 minut bujaliśmy się na parkiecie w rytm lecących piosenek. Mogłam się przyznac, że byłam już nieźle wstawiona, ale to był mój wieczór. Jutro miałam wolne więc w zasadzie mogłam wypic tyle żeby rzygac cały jutrzejszy dzień i wspominac go z uśmiechem. 
Ciało moje i Zayna co chwilę ocierało się o siebie. W końcu czułam, że dobrze się bawię. Koło trzeciej większośc ludzi zaczęło się rozchodzic więc przyszedł czas również na nas. Po wypiciu ostatnich drinków opuściliśmy klub.
- Odwiózłbym cię, ale chyba jednak nie jestem w stanie.- Zaśmiał się obejmując mnie ramieniem gdy szliśmy w kierunku naszej ulicy.
- Mieszkam za rogiem, a wy zaledwie cztery domy dalej. Więc wydaję mi się, że obejdzie się bez.- Uśmiechnęłam się do chłopaka spuszczając wzrok z jego twarzy, która bacznie mi się przyglądała. Po zaledwie pięciu minutach byliśmy na miejscu. Po tym jak kulturalnie się pożegnaliśmy wczołgałam się na górę prosto do mieszkania mojego i Matta.
- Kurwa gdzie ty byłaś? Dzwoniłem do ciebie z dwadzieścia razy.- Wydarł się na mnie mój przyjaciel otwierając mi drzwi, z którymi chwilę wcześniej się zmagałam.
- Dwadzieścia dwa.- Odparłam obojętnie zerkając na ekran telefonu.
- Nieważne. Jesteś pijana. Gdzie byłaś?- Spojrzał na mnie podtrzymując mnie abym nie straciła równowagi.
- W klubie. Spotkałam Zayna, byliśmy razem.- Powiedziałam przeciągle ściągając buty.
- Następnym razem chociaż napisz sms.- Objął mnie delikatnie następnie prowadząc do pokoju.
- Spokojnie. Przecież żyję.- Zaśmiałam się do niego kładąc się na łóżku.
- Nie wiedziałem co może ci wpaśc do głowy po rozstaniu z Louisem.- Położył się obok mnie wpatrując się w sufit.
- W sumie sama nie wiem. Rozważałam skok do Tamizy, ale jednak zrezygnowałam.- Spojrzałam na niego poważnym wzrokiem.- Żartowałam.- Szturchnęłam go lekko wtulając się.
- Nie skomentuję. Śpij już bo jutro czeka cię zapewne niezły kac.- Zaśmiał się obejmując moje ciało. Nic nie mówiąc wtuliłam się bardziej okrywając się kołdrą. Byłam taka padnięta, że w mgnieniu oka zasnęłam.

***
Hmm, nie wiem. Ten rozdział jest dziwny i mam mieszane uczucia co do niego. 
Generalnie to dziękuję za komentarze i proszę o więcej. NIECH KAŻDY Z WAS SKOMENTUJE, błagam.
Co do mojego wyjazdu do Londynu w sprawie x factora to niestety nie polecę tam w tym tygodniu. Mam czas do pierwszego maja więc może uda mi się poleciec w innym terminie. Szkoda, że wszystko nie jest prostsze. Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Do następnego :)

sobota, 30 marca 2013

Chapter XVI

Obudziły mnie promienie słoneczne, które wcześniej rozświetliły moją sypialnie. Leżała obok mnie, piękna, naga, idealna. Wpatrywałem się w jej twarz dopóki nie otworzyła oczu uśmiechając się.
- Nie patrz tak. Denerwuje mnie to.- Oburzyła się kładąc dłoń na moim policzku. 
- Trudno.- Uśmiechnąłem się do niej wkładając rękę w jej włosy.- Muszę iść.- Powiedziała cicho wpatrując się we mnie.
- Poczekaj jeszcze chwilę, zrobię śniadanie.- Wyszeptałem całując ją w czubek głowy i wyszedłem z pokoju uprzednio zakładając na siebie bokserki i leżące obok łóżka spodnie od dresu.


Schodząc po schodach usłyszałem głosy dochodzące z salonu. Wchodząc do pomieszczenia ujrzałem siedzących chłopaków wraz z Paulem, naszym menagerem, który odpowiednio zadba o losy naszej kariery. Przynajmniej tak twierdził Simon.
- Właśnie na ciebie czekaliśmy.- Odezwał się mężczyzna gdy siadałem obok Harrego. 
- Mogliście po prostu zawołać.- Spojrzałem na niego rozsiadając się.- O co chodzi?
- Wasz pierwszy singiel zabrzmi we wszystkich najbardziej znanych stacjach w Londynie za równy tydzień.- Zaczął powoli Paul a ja słuchałem co ma do powiedzenia w związku z tym.- Musicie się liczyć z tym, że wasza popularność stanowczo wzrośnie.
- Przecież się z tym liczymy.- Uśmiechnął się szeroko Zayn.- Wyobrażacie sobie te wszystkie fanki biegające za nami? Już teraz cieszymy się ich zainteresowaniem a co będzie później?- Poruszył zabawnie brwiami na co Paul ponownie przemówił.
- Właśnie, fanki.- Spojrzał na nas kolejno.- Chyba nie muszę wam mówic, że każda z nich będzie bardziej zadowolona z tego jeżeli każdy z was będzie wolny.- Powiedział stanowczo przenosząc wzrok na mnie.
- Żartujesz?- Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem po czym przeniosłem go na schody po których właśnie schodziła gotowa do wyjścia Jade.
- Muszę wracac.- Spojrzała na mnie po czym przeniosła wzrok na Paula.
- To nasz menager.- Spojrzał na nią Zayn przedstawiając dziewczynie mężczyznę.
- Paul, to Jade. Moja dziewczyna.- Spojrzałem na niego gniewnym spojrzeniem i biorąc dziewczynę za rękę wyszliśmy z mieszkania.
- Coś się stało?- Spojrzała na mnie stając przed drzwiami.
- Coraz bardziej zaczyna denerwowac mnie ten człowiek, ale nieważne.- Objąłem dłońmi jej twarz całując lekko czubek jej głowy.
- Nie dałeś mi pożegnac się z chłopakami. Przeproś ich ode mnie.- Uśmiechnęła się do mnie delikatnie muskając wargami moje usta.- Lecę.- Uśmiechnęła się i zniknęła za bramą naszej posesji. 

- Nie zgadzam się rozumiesz?- Spojrzałam na Paula ponownie wchodząc do domu.
- Ale ja ci się nie pytam o zdanie. To jest początek waszej światowej kariery. Zrozum.- Spojrzał na mnie rozsiadając się na kanapie.
- W takim razie w dupie mam naszą światową karierę.- Spojrzałam na niego i udałem się na górę.

Jade

Jak na pierwszy dzień w pracy wcale nie narzekałam. Pogoda za oknem była niesamowicie zachęcająca do jakiegokolwiek wyjścia a zapach świeżo zaparzonej kawy i szarlotki roznosił się po pomieszczeniu. Powoli zbliżałam się do końca zmiany co wiązało się z wieczornym spacerem z Mattem o którym powiadomił mnie po tym jak wróciłam do domu od Louisa. A propos Louisa to od rana się nie odezwał. Niby nic, ale jednak to nie było w jego stylu. Codziennie męczył mnie esemesami czy chociaż telefonem, a dziś? Zero odzewu. Nieważne, pewnie mają dużo spraw związanych z 'One Direction'.
- Skończyłaś?- Usłyszałam za sobą głos Matta gdy parzyłam ostatnią kawę jednocześnie realizując ostatnie zamówienie.
- Teraz tak.- Uśmiechnęłam się do przyjaciela podając wcześniej zamówioną kawę kobiecie siedzącej na jednym z foteli.  
Po tym jak zdjęłam firmowe ubrania z logo starbucksa i przebrałam się w swoje wraz z Mattem wyszliśmy z budynku wcześniej żegnając się z pracownikami. 
- Jak noc?- Poruszył zabawnie brwiami obejmując mnie jedną ręką.
- Mam ci wszystko opowiedziec? Łącznie ze szczegółami?- Wywróciłam oczami przemierzając jedną z Londyńskich ulic.
- Jesteś szczęśliwa?- Spojrzał na mnie przystając na przeciwko mnie.
- Tak. W końcu jestem szczęśliwa.- Spojrzałam na chłopaka zanim ten mnie przytulił.
- Jesteś dla mnie najważniejsza. Na prawdę się cieszę z twojego szczęścia, ale pamiętaj, że jeżeli cię zrani to urwę mu jaja.- Uśmiechnął się szeroko.
- Debil.- Wywnioskowałam odwzajemniając uścisk.
Było koło 21 więc postanowiliśmy wracac do domu. Dochodząc pod dobrze znany nam budynek ujrzałam siedzącego na ławce chłopaka. Uśmiechnęłam się do Matta na znak, że ma wejśc do mieszkania i podążyłam w kierunku Louisa.
- Ej. Czemu nie napisałeś, że przyjdziesz?- Szturchnęłam go delikatnie łokciem siadając obok niego.
- Jade, słuchaj. Musimy pogadac. Wstał nerwowo przechadzając się obok ławki.
- O co chodzi? Coś nie tak?- Wstałam z ławki stając obok najwyraźniej czymś podenerwowanego chłopaka.
- Dzisiaj był Paul. Chce żebyśmy się rozstali. Twierdzi, że będzie większe zainteresowanie naszym zespołem gdy każdy jego członek będzie singlem.- Spojrzał na mnie łapiąc mi za rękę.- To na prawdę trudne bo jesteś dla mnie na prawdę ważna i nie potrafię.
- Co jest trudne? Przecież to jest chore.- Spojrzałam na chłopaka. Myślałam, że tego dnia nic mi nie zepsuje, ale najwidoczniej się po prostu przeliczyłam.- Więc co teraz? Postawiłeś się mu?
- Nie wiem co robic Jade. Może to chwilowe, może tylko na początek..
- Chcesz się rozstac?- Spojrzałam na niego niepewnie.
- Mała, przecież to nie o to chodzi.- Złapał mnie za rękę, którą po chwili wyjęłam z jego uścisku.
- Louis do cholery. Nie owijaj w bawełnę. Wiesz, że tego nie lubię.- Spojrzałam na chłopaka.- Co jest dla ciebie ważniejsze? Ja czy kariera?- Spojrzałam na niego niepewnie kładąc dłoń na jego policzku i wpatrując się w jego oczy.- Z resztą nie ważne. To nie ma znaczenia.- Zsunęłam dłoń spuszczając wzrok z chłopaka.- Nie dzwoń do mnie.- Powiedziałam cicho i udałam się w kierunku mieszkania. Nie powiedział ani słowa ani za mną nie biegł, nie zatrzymał. To zabolało mnie najbardziej.. 
- Matt.- Wypowiedziałam imię przyjaciela co skłoniło go do przyjścia.
- Czego.- Podszedł do mnie zamykając za mną drzwi wejściowe.
- Miałam nadzieję, ze nie każdy facet jest dupkiem, na prawdę.- Spojrzałam na Matta a następnie przytuliłam się do niego.- Pozwoliłam mu wybrac karierę. Nie chciałam stawac na drodze do jego szczęścia, wolałam mu to ułatwic.
- Przeleciał cie i zostawił? Ja pierdole, co za frajer.- Przytulił mnie do siebie gładząc delikatnie moje plecy.
- To nie tak, to jego menager. Z resztą nie ważne. Pójdę wziąc prysznic.- Spojrzałam na chłopaka szybko zmierzając do łazienki.


 Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że po zamknięciu drzwi nie wytrzymam i zaleje się łzami. Nie potrafiłam być tak twarda jak kiedyś. Moje życie wydaje mi się być coraz większą porażką. 
Po tym jak wzięłam prysznic i przebrałam się w szorty i bokserkę wyszłam z łazienki a następnie poszłam do pokoju chłopaka. Nic nie mówiąc weszłam do łóżka w którym leżał i przytuliłam się do niego.Nie protestował. Po moich policzkach mimowolnie spływały łzy którym swobodnie pozwoliłam opaść na koszulkę chłopaka.
- Ej, nie płacz. Jak po Louisie nikogo nie znajdziesz to ożenię się z tobą, będziemy miec gromadkę dzieci i w ogóle będzie zajebiście.- Powiedział całując mnie lekko w czubek głowy na co momentalnie się zaśmiałam.
- Jesteś debilem.- Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Ale mimo wszystko i tak mnie kochasz.- przytulił mnie do siebie mocniej..
Lubiłam gdy miałam go przy sobie. Najprościej mówiąc był lekarstwem na wszystko a zarazem najlepszym przyjacielem jakiego w życiu mogłabym sobie wymarzyć.

***
Chyba jestem zbyt dobra, że dodałam już ten rozdział, no ale nie ważne :)
Nie wiem czemu, ale płacze. Co wy na taki obrót sytuacji? Czekam na komentarze. 
Chciałabym się wam czymś pochwalić. Dostałam sie do Brytyjskiego xfactora. Najprawdopodobniej w przyszłą sobotę wylatuję do Londynu. Trzymajcie za mnie kciuki. Kocham was.