wtorek, 19 listopada 2013

Epilog.

Włączcie TO dla lepszego czytania. Proszę. <---- klik.

Potem wypowie na głos to czego nie zdążył jej powiedzieć. Że lubił siadać z nią przy kominku, chodzić z nią na spacery, rozmawiać z nią godzinami i milczeć z nią godzinami. Że nigdy nie zapomni dnia kiedy wieczorem wyniósł fotele na ganek przed ich dom, otulił ją kocem i powiedział, że chciałby oglądać z nią pełnie. Nie oglądali bo zasłonił jej niebo całując ją. I, że już wtedy najchętniej ukryłby ją przed całym światem tak aby nikt inny mu jej nie zabrał. Że jest najcudowniejszym marzeniem jakie może zdarzyć się mężczyźnie i, że jemu to marzenie się spełniło. Że pisze wiersze o tym marzeniu i większość książek czyta teraz na głos wierząc, że ona go słyszy. Że nie wiedział, że można kochać kogoś tak bardzo, że teraz nie może z tą wiedzą żyć.

W życiu jest cholernie ciężko. Masz kogoś a drugiego dnia już tego kogoś może nie być. Ale taka jest rola Boga. To wszystko jest ustalone odgórnie i jeżeli ma się tak stać to tak będzie i nikt na to nic nie poradzi..
Minęły dwa lata odkąd nie ma z nami Jade. Ciężko było mi sobie z tym poradzić, a jeszcze ciężej dopuszczałem do siebie myśl, że będę musiał sam wychowywać syna, ale to dzięki niemu się z tym pogodziłem.
James ma już 3 lata, jest cudownym dzieckiem. Chłopaki go uwielbiają, z resztą on ich też. Można powiedzieć, że wszyscy tworzymy rodzinę i odgrywamy w jego życiu ważną rolę. Nie dopuszczamy do tego aby czegokolwiek mu brakowało mimo tego, że wychowuje się bez matki.
Ma jej uśmiech przez co tak strasznie mi ją przypomina. Wiem, że ona gdzieś tu jest, że opiekuje się nami, że patrzy na nas z góry i nas chroni.. Nie chciałaby żebym się użalał nad sobą. Chciałaby żebym żył normalnie, żebyśmy żyli normalnie, żeby nam niczego nie brakowało, żebyśmy byli szczęśliwi. Tak właśnie jest. Żyjemy dalej, szczęśliwi z życia, czerpiący z niego jak najwięcej. A Jade? Ona na zawsze pozostanie w moim sercu.

Louis+Jade=James.
Dowód ich pięknej miłości.


...

Żegnam się z wami. 
Zaczynanie kolejnego opowiadania mi nie wyjdzie bo wiem, że was rozczaruje.
Mam nadzieję, że was nie rozczarowałam co do tego opowiadania.
Dziękuję wszystkim, że byliście, że czytaliście.
Rozklejam się. Nie lubię pożegnań.
Jesteście cudowni.

eM's dziękuję.

Wasza Pati.


czwartek, 10 października 2013

Chapter XXV

Czas leciał a dni do porodu zostało coraz mniej. Nie mogłem już się doczekać, z resztą Jade czy chłopacy tak samo. Obecnie wszyscy przebywamy w Londynie. Wspólnymi siłami przygotowujemy pokój dla James'a bo zdecydowaliśmy, że tak szybka wyprowadzka do Doncaster nie jest najlepszym pomysłem, tym bardziej, że zespół zyskuje na coraz większej popularności.
Jade z Danielle od dłuższego czasu spędzają całe dnie w przeróżnych centrach handlowych wyszukując dla naszego dziecka coraz to więcej śpioszków, butów i wszystkiego innego.
- Myślicie, że on też będzie śpiewał?- Odezwał się Harry skręcając łóżeczko.
- Na pewno. Będzie przecież mieszkał z nami. Od małego będzie się tego uczył.- Uśmiechnął się Niall dokręcając ostatnie śrubki przy szafkach.
- Boję się, że za dużo się od nas nauczy.- Zaczął śmiac się Zayn.
- Nie dam wam go zniszczyc.- Spiorunowałem ich spojrzeniem po chwili sam wybuchając śmiechem.
- Tyle w temacie.- Podsumował Liam śmiejąc się.
Mijały godziny a pokój w końcu wyglądał idealnie. Byłem zadowolony z tego ile pracy w to włożyliśmy. Teraz pozostaje nam tylko czekac aż James zajmie tutaj miejsce.


Siedząc wygodnie na kanapie w salonie czekaliśmy na powrót dziewczyn z zakupów. Wpadł też Matt z którym od jakiegoś czasu mam na prawdę dobre relacje. Byliśmy pochłonięci meczem i popijaniem piwa, niestety nie było nam dane obejerzec go do końca.
- Baranie, czemu masz wyłączony telefon? Danielle dzwoniła. Jest w szpitalu z Jade. Chyba się zaczęło.- Zaczął panikowac Liam wbiegając do salonu.
- Kurwa. Jadę tam. W którym jest szpitalu?
- Św. Marii. Nie myśl, że będziesz prowadził w takim stanie. Uspokój się, zawiozę cię tam.- Uśmiechnął się delikatnie tym samym pomagając mi się opanowac.- Bierz dupę w kroki i lecimy..

Jadąc do szpitala myślałem tylko o tym czy wszystko w porządku, czy James jest już na świecie i co najważniejsze jak trzyma się Jade. Ona była priorytetem. Od momentu gdy ją poznałem była najważniejsza. Była największą częścią mojego życia, była całym moim życiem. 
- Przyśpiesz do cholery!- Po raz kolejny wydarłem się na Liama.
- Stary, nie widzisz, że jadę już wystarczająco szybko? Zamknij się i uspokój. Zaraz będziemy na miejscu.
- Spokojnie. 5 minut nas nie zbawi a Jade jest silna i poradzi sobie bez ciebie.- Uspokajał mnie Matt.
Nie mogłem siedziec spokojnie. Gdy w końcu ujrzałem szpital do którego zmierzaliśmy wyskoczyłem z samochodu szybciej niż Payn zdążył zaparkowac. Wbiegłem jak poparzony szukając po korytarzu dziewczyny z burzą loków na głowie.
- Louis!- Usłyszałem głos za sobą. Gdy się obejrzałem ujrzałem Danielle.
- Co z Jade? Gdzie ona jest? Gdzie ją zabrali?- Podbiegłem do niej rozglądając się za jej plecami.
- Wszystko w porządku ale poród już się zaczął. Odeszły jej wody w samochodzie gdy wracaliśmy już do domu.- Powiedziała spokojnym głosem kładąc mi rękę na ramieniu w celu uspokojenia. 
Wszystkie myśli nagle napłynęły mi do głowy. Już za chwilę mogę ujrzec swojego syna, trzymac go w swych ramionach, pocałowac w czoło i cieszyc się tym, że w końcu jest. 
Doszliśmy pod salę porodową gdzie znajdowała się moja ukochana. Chciałem tam jak najszybciej wejśc ale zatrzymała mnie jedna z pielęgniarek.
- Nie wolno Panu tam wejśc. Przykro mi.- Powiedziała stanowczym głosem.
- Muszę. Tam jest moja narzeczona. Chciałem byc przy porodzie, obiecałem jej to.- Spojrzałem na kobietę modląc się aby to ją ruszyło.
- Przykro mi ale to będzie bardzo skomplikowany poród. Z resztą państwa narzeczona leży już pod narkozą. Cesarskie cięcie jest uznawane za swego rodzaju operacje więc nie może pan tam wejśc.
- Jak to skomplikowany poród? Z tego co wiem to cesarka to nic takiego.
- Dziecko jest obwiązane pępowiną. Proszę się uspoic, usiąśc i czekac. Wszystko będzie dobrze.- Powiedziała spokojnym głosem i zniknęła za drzwiami sali porodowej.

Od dwóch godzin chodziłem w kółko jak popieprzony. W tym czasie do szpitala zdążyła dojechac reszta chłopaków łącznie z Paulem, którzy jako jedni z pierwszych chcieli ujrzec osobę na którą czekał cały świat. To był mój syn. moje geny. James Tomlinson. Cały czas wierzyłem w to, że wszystko będzie dobrze. Właściwie to nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby pójśc coś źle. Nie lubiłem byc pesymistą. Czułem, że wszystko pójdzie dobrze. Nie było innej opcji.
- Usiądz Louis.- Odezwał się po raz kolejny Harry. Nie opierając się zrobiłem to co kazał. Na zewnątrz stało mnóstwo paparazzi, którzy dzięki swoim zwiadowcom dowiedzieli się o narodzinach Tomlinsona juniora. Nie wkurzało mnie to. Byli na tyle uprzejmi, że nawet nie pchali tu swojej dupy jak to często mieli w zwyczaju robic. Stali kulturalnie na dworze czekąjąc na wiadomośc o tym, że dziecko jest już na świecie.
- Pan Tomlinson?- Z przemyśleń wyrwał mnie głos jednego z lekarzy.
- To ja.- Wstałem szybko wlepiając swój wzrok w lekarza.
- Gratuluję. Ma Pan syna.- Uśmiechnął się szeroko ściskając moją rękę.- Moje córki liczą na to, że mały będzie również taki utalentowany jak Pan bo są na prawdę wielkimi fankami.- Uśmiechnął się po raz kolejny i zaczął się oddalac.
- Doktorze..Dziękuję.- Spojrzałem na niego nie dowierzając.- A co z moją narzeczoną? Wszystko w porządku? Mogę się z nią zobaczyc?
- Pańska narzeczona jest w narkozie. ale zaprowadzę Pana tam bo z jej sali jest przejście do sali gdzie leży już zapewne Pana dziecko.- Uśmiechnął się i ruszył w kierunku sali z której chwilę temu wrócił. Przed pójściem za nim zdążyłem się tylko odwrócic aby spojrzec reakcje reszty. Danielle płakała w ramionach Liama, Niall z Zaynem i Paulem siedzieli podnieceni obściskując się a Harry.. Harry płakał. Czasami mu się zdarzało. próbował to zrobic dyskretnie ale zdążyłem zauważyc spływającą łzę po jego policzku. Podszedłem do niego szybko i szepnąłem mu do ucha, że będzie najlepszym ojcem chrzestnym jakiego można sobie tylko wymarzyc i pobiegłem za lekarzem. Wchodząc na salę usłyszałem charakterystyczny płacz wydający przez niemowlęta i ujrzałem jego. 
- James..- Podszedłem do inkubatora z dzieckiem i właśnie wtedy byłem szczęśliwy.
Właśnie tak. Teraz wszystko musi byc idealne.



***
Przepraszam was za tak wieeeeeeeelkie opóźnienie. Mam nadzieję, że wybaczacie.
To już OSTATNI rozdział.
Teraz tylko epilog.
Zmobilizuje się i dodam na dniach.

czwartek, 25 lipca 2013

Chapter XXIV

Myślę, że każdemu byłoby tak trudno jak mi gdyby wiedział, że najważniejsza osoba odgrywająca bardzo dużą rolę w jego życiu tak poważnie zachorowała. Po długim czasie siedzenia w szpitalu jest w końcu jakiś plus i Jade mogła wrócić na jakiś czas do domu. Kilka dni przed tym wróciłem z Doncaster. Oczywiście moja wizyta tam zostaje tajemnicą. Jade wie, że tam byłem, ale nie zna prawdziwej wersji po co się tam udałem.
- Louis, przynieś coś do picia.- Dziewczyna szturchnęła mnie stopą gdy leżeliśmy razem na kanapie oglądając telewizor. Niechętnie zwlekłem się z kanapy stając na równe nogi. Od czasu gdy Jade tutaj mieszka chłopaki śmieją się ze mnie, że jestem pantoflarzem. W sumie coś w tym jest. Robię wszystko o co mnie poprosi ale to tylko i wyłącznie dlatego, że ją kocham.



Mija 6 miesiąc ciąży. Właśnie dowiedziałem się, że będę miał syna. Jak na razie Jade tryska energią, walczy z rakiem i widać, że nie chce się poddawać. Wszyscy jesteśmy razem z nią. Sam Doktor Sparks przyznaje, że jest zaskoczony tym co się dzieje, że jej stan się poprawia, że czasem wiara i nadzieja są najlepszymi sposobami aby przezwyciężyć to co się teraz dzieje w jej życiu. Naszym życiu.
Dawno nie widziałem takiego podnieconego Harrego. Wieść o tym, że zostanie chrzestnym mojego syna strasznie go podekscytowała. Od kilku dni ciągle zwozi do domu coraz więcej rzeczy dla naszego malucha, bardzo się wkręcił.
Wraz z chłopakami dogadaliśmy się z Paulem aby wszystkie nasze koncerty nie odbywały się poza Wielką Brytanią. Jak na razie nie mogę wyjechać nigdzie dalej i zostawić Jade. Podczas mojej nieobecności moja ukochana siedzi w jej mieszkaniu razem z Mattem lub po prostu chłopak przychodzi do niej, tutaj. Tak lepiej.

- Może po prostu Denis?- Odezwał się Niall gdy wszyscy wspólnie próbowaliśmy wymyślic imie dla naszego dziecka.
- Dobrze się czujesz? Denis-Penis? Jesteś pewny, Niall?- Harry zaczął się śmiac skupiając całą uwagę na sobie.
- Wymyśl coś lepszego, palancie.- Spojrzał na niego obrażony Niall rozkładając się wygodniej na kanapie.
- Wiem!- Krzyknął nagle Harry.- James!
- Czemu akurat James?- Uśmiechnął się ironicznie Niall wywołując u wszystkich śmiech.
- Bo James jest lepsze niż Denis. Chociażby dlatego.- Uśmiechnął się cwaniacko Harry.- Co o tym myślicie?
- W sumie, czemu nie? Młody będzie przystojny po ojcu a James kojarzy mi się właśnie z takim jak ja więc będzie pasowało.- Uśmiechnąłem się szeroko zerkając na moją dziewczynę, która wyglądała na niezdecydowaną.- To też ci nie odpowiada?
- Nie o to chodzi, jest ok.
- Tylko?
- James kojarzy mi się z moim ojcem. Ma tak na imię.- Spojrzała na mnie spuszczając wzrok.
- Nie wiedziałem, sorry Jade.- Spojrzał na nią Harry delikatnie się uśmiechając.
- Daj spokój. Nie masz za co mnie przepraszac.

- Dokąd mnie zabierasz?- Spojrzała na mnie rozweselona dziewczyna.
- Niespodzianka.- Uśmiechnąłem się po czym wrzuciłem torby z naszymi ubraniami do bagażnika.
- Po co te torby? Gdzie jedziemy? Uh, Louis. Przecież wiesz, że nienawidzę życ w niewiedzy.- Spojrzała na mnie siadając wygodnie w aucie.
- Spokojnie. Spodoba ci się. Tyle wystarczy, więcej nie musisz wiedziec.- Uśmiechnąłem się do niej wsiadając do samochodu po czym musnąłem jej wargi. Odpaliłem samochód i po chwili ruszyliśmy z podjazdu kierując się w dobrze znane nam miejsce.
Pół drogi wysłuchiwałem od dziewczyny jakim jestem kretynem i jak bardzo mnie nienawidzi za te moje niespodzianki. To prawda, Jade nigdy nie lubiła niespodzianek ale lubiłem ją denerwowac, była taka sexowna jak się złościła. Ciąża dodatkowo działa na nią pobudzająco przez co jeszcze częściej muszę znosic jej zmienne humory. Po jakimś czasie już jej się to wszystko znudziło i opierając się o szybę po porstu zasnęła. Obudziłem ją dopiero gdy byliśmy już na miejscu.
- Kochanie, jesteśmy.- Szeptałem jej cicho do ucha pochylając się nad jej siedzeniem. Gdy otworzyła oczy od razu zauważyłem zadowolenie w jej oczach.
- Doncaster? Na prawdę nie mogłeś powiedziec mi wcześniej?- Uśmiechnęła się wychodząc z samochodu po czym się do mnie przytuliła.- Dawno mnie tu nie było. Tęskniłam za tym miejscem.
- Pomyślałem, że kilka dni odpoczynku tutaj dobrze ci zrobi.- Objąłem ją w pasie kładąc delikatnie dłoń na jej brzuchu.- Wam zrobi.- Uśmiechnąłem się delikatnie muskając jej wargi.
Gdy się od siebie odkleiliśmy wziąłem torby i otworzyłem uliczkę prowadzącą do mojego rodzinnego domu. Przy drzwiach od razu ujrzałem dwie uśmiechnięte bliźniaczki, które od razu rzuciły mi się na szyję. Tuż po mnie okrążyły Jade przytulając ją i dokładnie oglądając brzuch dziewczyny. Po chwili na dworze zjawiła się moja mama, która nie zwracając na mnie większej uwagi także podbiegła do Jade.
- Jak się czujesz kochanie?- Spojrzała na dziewczynę i jej brzuch z wyraźną troską.
- Bardzo dobrze. Louis świetnie o nas dba.- Uśmiechnęła się głaszcząc dłonią swój brzuch.
- Już się nie mogę doczekac tego malucha.- Mama przytuliła ją po raz kolejny ekscytując się.
- Jeszcze tylko niecałe 3 miesiące. Tyle chyba wytrzymasz, prawda?- Uśmiechnąłem się do niej trzymając na rękach moje siostry, które ponownie się mną zainteresowały.
- Postaram się.- Uśmiechnęła się do mnie podchodząc i całując mnie lekko w policzek.- Dobrze, że jesteście. Chodźcie do środka bo kolacja czeka.

- Jak zwykle było pyszne.- Odezwała się Jade wstając z miejsca.
- Co ty robisz kochanie?- Spojrzała na nią moja mama gdy dziewczyna zaczęła zbierac naczynia.
- Zrobiłaś przepyszną kolację a ja chciałam po niej pozmywac.- Uśmiechnęła sie zerkając na nią.
- Ale jesteś w ciąży. Te czynności pozostaw Louisowi.- Uśmiechnęła się do mnie a ja szukałem pretekstu aby jakoś sie z tego wykręcic.
- Wiesz mamo, chciałem teraz zabrac Jade na spacer. Możesz mnie wyręczyc, prawda?- Uśmiechnąłem się mając nadzieję, że się zgodzi.
- Kochanie, za długo cię znam żeby się nabrac. Pozmywaj a później wyjdziecie. Jest 18, macie czas.- Uśmiechnęła się po chwili wychodząc razem z Jade i moimi siostrami do salonu jednocześnie pozostawiając mnie ze stertą brudnych naczyn.

- Uwielbiam to miejsce. Tu, jest inaczej niż w Londynie, tak magicznie.- Uśmiechnęła się delikatnie Jade gdy spacerowaliśmy ulicami Doncaster.
- Dobrze się składa.- Zatrzymałem się na chwilę.- Mam jeszcze jedną niespodziankę. Zamknij oczy.- Objąłem ją w pasie czekając aż zrobi to o co prosiłem.
- Nie denerwuj mnie, Louis. Koniec z niespodziankami, proszę.- Spojrzała błagalnie śmiejąc się.
- Zamknij się.- Zaśmiałem się.- Ta jest ostatnia, wytrzymasz.- Musnąłem delikatnie jej wargi i stanąłem za nią zakrywając dłońmi jej oczy. Do celu mieliśmy zaledwie kilka metrów więc już po chwili byliśmy na miejscu. Ściągnąłem dłonie z jej oczu i czekałem na jej reakcje gdy staliśmy pod jednym z najpiękniejszych domów w okolicy.


- Jesteś nienormalny.- Spojrzała na mnie uśmiechając się szeroko.
- Dlaczego?- Objąłem ją w pasie uśmiechając się.
- Kupiłeś dla nas ten dom?- Spojrzała ze zdziwieniem podziwiając to co miała przed oczami.
- Dokładnie.- Uśmiechnąłem się do niej.- Gdy urodzisz od razu się tu wprowadzimy.
- Boże, tak strasznie cię kocham.- Wtuliła się we mnie.
- Chodź pokażę ci co jest w środku.- Uśmiechnąłem się łapiąc za jej rękę. Po tym gdy znalazłem w kieszeni klucze otworzyłem zamek wchodząc do środka.
- Przecież tu jest tylko łóżko.- Spojrzała na mnie uśmiechając się zadziornie.
- Na dzisiejszą noc wystarczy.- Uśmiechnąłem się cwaniacko po chwili będąc tuż przy niej. Co działo się później? Łatwo się domyślic biorąc pod uwagę dwoje kochających się ludzi i jedno łóżko..

***
Strasznie mi głupio, że was zawiodłam. Na prawdę!
Bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam za tę zwłokę, za to, że przez tyle czasu nic tu się nie pojawiało.
Napisanie tego rozdziału było dla mnie na prawdę trudnym ze względu na brak czasu jak i jakiegokolwiek pomysłu. Mam nadzieję, że nie schrzaniłam go tak do końca.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, jesteście wspaniali :)
Przede wszystkim chciałam podziękowac tobie Em's za to wsparcie. Jesteś niesamowita i to dzięki tobie własnie dzisiaj wzięłam sie za napisanie tego rozdziału. 
Kocham was i jeszcze raz przepraszam <3

sobota, 29 czerwca 2013

Przepraszam.

Bardzo was przepraszam ale mam straszny problem z napisaniem czegokolwiek.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Potrzebuję kilku dni, może tygodnia aby dodac w końcu rozdział.
Jeszcze raz przepraszam i mam cichą nadzieję, że będziecie czekac.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Chapter XXIII

Rozdział pisałam przy tej piosence więc jeśli chcecie się wczuc w ten klimat to właczcie TO

Siedziałem przy szpitalnym łóżku Jade już kolejny dzień z rzędu. Od tego czasu nie zamieniliśmy ze sobą zbyt wielu słów. Żadne z nas nie potrafiło zacząc rozmowy gdy już wziąłem się na odwagę zaczynając drażliwy dla nas temat Jade szybko go zmieniała lub po prostu tłumaczyła się, że źle się czuje i chce iśc spac. To wszystko kosztowało nas bardzo wiele stresu. Wszystkim może wydawac się głupim, że moja dziewczyna nie zauważyła braku miesiączki czy nie skojarzyła sobie porannych mdłości z ciążą, ale jest chora, jest chora na raka i takie dolegliwości mogą wiązac się z tą o tą chorobą, stosowanymi lekami czy chociażby steresem.
Nie wiedziałem co robic. Czułem się bezradny. Wieśc o dziecku była dla mnie zaskoczeniem wiążącym się z radością, ale jednocześnie strachem o to co będzie. Nie chce przez nie stracic Jade. Nawet nie wiem czy gdyby tak się stało, gdyby Jade umarła to umiałbym pokochac to dziecko. To wszystko jest zbyt trudne, zbyt skomplikowane. Gdyby nie ciąża to bez żadnych przeciwwskazań mogłaby podjąc leczenie, zacząc chemioterapię czy wszystko inne co zaproponowałby jej doktor Sparks dużo wcześniej co wiąże się też z większą skutecznością. No, ale teraz nie chodzi o Jade tylko dziecko, nasze dziecko. Nie może podjąc chemioterapii bo ono by tego nie przeżyło a przy tej chorobie nic mniej inwazyjnego by się nawet nie zdało. Dla jej bezpieczeństwa lepiej byłoby nie donosic tej ciąży. Ostatnio zresztą coraz częściej się nad tym zastanawiam, ale gdyby Jade się o tym dowiedziała to pewnie by mnie znienawidziła, z resztą sam się nienawidzę za te myśli, ale co mam zrobic? Chcę dla niej wszystkiego co najlepsze. Nie wytrzymałbym gdyby coś jej się stało, jest dla mnie najważniejsza.
- Nie śpisz?- Spojrzałem na Jade, która od dłuższej chwili mi się przyglądała.
- Nie.- Wzdychnęła ciężko lekko się przysuwając robiąc miejsce na jej szpitalnym łóżku.- Połóż się ze mną.- Spojrzała na miejsce obok siebie a następnie na mnie. Od razu wstałem z miejsca kładąc się obok niej. Trzymałem jej kruche ciało w ramionach wodząc ręką po jej włosach gdy podniosła głowę aby na mnie spojrzec. Uśmiechnęła się lekko kładąc rękę na moim policzku przejeżdżając po nim kciukiem.- Wiesz co? Nie żałuje, że wszystko się tak potoczyło. Od początku się niczego nie boję bo wierzę, że dam radę, że wszystko będzie dobrze, wiesz? Ty też w końcu zacznij wierzyc. Wiem jak to wszystko przeżywasz, nie ukryjesz tego wszystkiego w tym jednym uśmiechu Louis.- Spojrzała na mnie tak jakby chciała wyczytac coś z moich oczu.- Nie obwiniaj go za to wszystko bo ono nie jest niczemu winne i teraz jest najważniejsze. Nie pozwolę mu umrzec.- Spojrzała na mnie z wyraźnym żalem w oczach.- Urodzę je.
- Wiem Jade, wiem.- spojrzałem na nią całując lekko jej czoło.


- I co u niej?- Spojrzał na mnie Harry gdy całą piątką siedzieliśmy na kanapie oglądając jakąś durną komedię.
- Bez zmian. Nie wypiszą jej dopóki nie ustalą co mogą jej podawac doustnie. W szpitalu jest cały czas na kroplówce bo podają jej dożylnie te wszystkie witaminy, no ale w domu musiałaby normalnie funkcjonowac a jakoś nie wierzę żeby całymi dniami leżała w łóżku. W końcu to Jade, wszędzie jej pełno.
- A co zrobisz jak już urodzi się wam dziecko? Wprowadzi się tutaj?- Spojrzał na mnie Zayn po czym wygodniej rozsiadł się na kanapie.
- Aż tak daleko nie wybiegam w przyszłośc. Nie wiem co będzie za te kilka miesięcy, ale chyba wolałbym żebyśmy mieszkali sami. Przecież nie powiecie mi, że pasowałby wam płaczący niemowlak każdej nocy.- Zaśmiałem się a oni tuż za mną.
- Wiesz, jako najlepsi wujkowie chyba zgodzilibyśmy się na wszystko.- Szturchnął mnie ramieniem Harry.
- Harry, nie wierzę, że byś to wytrzymywał. Przecież ty uwielbiasz spac. Kogo ty oszukujesz.- Spojrzał na niego Niall śmiejąc się z przyjaciela.
- Jak zadecydujecie. Jesteśmy z wami, róbcie co chcecie, zgodzimy się na wszystko.- Powiedział za wszystkich Liam.
- Dzięki chłopaki.- Uśmiechnąłem się delikatnie po czym opuściłem salon kierując się do siebie. Gdy znajdowałem się już w pomieszczeniu, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer osoby z którą teraz najbardziej pragnąłem porozmawiac.
- Louis? Jak miło, że dzwonisz.- Usłyszałem ciepły głos mojej mamy po drugiej stronie.
- Hej mamo. Chyba czas żebym w końcu złożył wizytę w Doncaster.
- Kiedy chcesz przyjechac kochanie?
- Dzisiaj. Jak się spręże to będę za 3 godziny.
- Na długo? Z Jade wszystko dobrze? Przyjedzie razem z tobą?
- Tak mamo, wszystko w porządku, ale jest jeszcze w szpitalu. Przyjadę sam. Długo? Nie tym razem. Zostanę na noc bo nie będę wracac po nocy, ale jutro z samego rana wrócę już do Londynu.
- Dobrze kochanie. Porozmawiamy jak już dotrzesz.
Po pożegnaniu się z kobietą rozłączyłem się. Miałem kilka spraw do uporządkowania a ona była jedyną i niepowtarzalną osobą, która mogła mi w tym pomóc. 

***
Rozdział jest krótki, wiem, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie. 
Mam nadzieje, że rozumiecie, w końcu koniec roku i jest kilka spraw, które czekają na załatwienie ich do końca.
Jak wam się podoba rozdział? Czekam na wasze komentarze :)

@Reeespect_


czwartek, 23 maja 2013

Chapter XXII

- Louis...- Usłyszałem głos budzącej mnie dziewczyny.- Louis, proszę cię obudź się. Strasznie boli mnie brzuch.- Wypowiedziała po raz kolejny moje imię w końcu mnie wybudzając. Otwierając oczy ujrzałem Jade kurczowo otuloną swoimi rękoma wokół brzucha.
- Co się dzieję?- Poderwałem się z łóżka przysuwając się do niej.
- Nie wiem, Louis. Proszę, zrób coś.- Powiedziała błagalnie.
- Zaczekaj tu chwilę.- Rozkazałem wychodząc z pokoju. Niemal wparowałem do sypialni Matt'a budząc go przy tym.
- Chyba pomyliłeś sypialnie.- Wysyczał rozbudzony.
- Zamknij się. Zadzwoń do lekarza Jade. My jedziemy do szpitala.- Rozkazałem.- Sparks kazał wam przyjeżdżac jak będzie się coś działo, a Jade wije się z bólu brzucha.- Wyjaśniłem szybko znikając za drzwiami jego pokoju.
- Jade?- Spojrzałem na skuloną na łóżku dziewczynę.- Jedziemy do szpitala. Gdzie masz wszystkie dokumenty?- Rozejrzałem się w poszukiwaniu spodni i jakiegoś t-shirtu. Gdy uzyskałem od niej odpowiedz schowałem wszystkie dokumenty biorąc ją na ręce. 
Wychodząc z mieszkania skierowaliśmy się prosto do mojego samochodu. Bezpiecznie posadziłem ją na fotelu. Musiałem jechac na prawdę szybko bo już po niespełna 10 minutach byliśmy pod szpitalem. Doktor Sparks czekał już przed wejściem. Usadzając Jade na wózku inwalidzkim, który stał przed wejściem weszliśmy do szpitala.
- Macie szczęście, że mam nocny dyżur. Co się dzieje?- Mężczyzna spojrzał na mnie a następnie w kierunku Jade pochylając się nad nią.- Jade, jak się czujesz?
- Niech Pan coś zrobi. Strasznie mnie boli..- Powiedziała kręcąc się z bólu. Cały czas kurczowo obejmowała się rękoma. Widziałem jak cierpi. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Nie znałem się na nowotworach, nie wiedziałem czy mógłby byc to jeden z objawów. Panikowałem.
Gdy lekarz zlecił jednej z pielęgniarek badania, które mają zrobic Jade, zabrano ją na jedną z sal.
- Jedź do domu. Podamy jej leki przeciwbólowe, zrobimy badania  i dopiero wtedy trafi na oddział. Nie zobaczysz się z nią za szybko. Przyjedź przed południem.- Zarządził lekarz.
- Nie. Zostanę. Nie zostawię jej.
- Tak myślałem.- Wzdychnął po chwili zmieniając wyraz twarzy na bardziej poważny.- Musicie byc silni a wygracie.
- Wiem o tym.- Uśmiechnąłem się bezsilnie. Po chwili odszedł. Zniknął za drzwiami za którymi chwilę wcześniej zniknęła moja dziewczyna..


Czas mijał a lekarza Jade ani jej samej nadal nigdzie nie było. W tym czasie zdążyłem zadzwonic do Harrego, który tuż po moim telefonie pojawił się w szpitalu. Po 8 zjawił się też Max i reszta chłopaków. Wiedziałem, że złym pomysłem było to aby przyjechali tutaj wszyscy. Media były wszędzie, fani tak samo. Nie zwracając na nich większej uwagi siedziałem dalej czekając, aż któryś z lekarzy powie w końcu co się dzieje.
- Może coś zjemy?- Spytał Niall. Byłem pierwszą osobą, która za to pytanie skarciła go wzrokiem.
- Masz wyczucie stary.- Zayn walnął go z otwartej ręki w głowę.
- Idźcie do domu. To bez sensu żebyśmy byli tu wszyscy. Tym bardziej, że wszyscy za nami łażą. Dajcie kilka autografów, zróbcie zdjęcia z fanami i po kłopocie.
- Będą pytac.- Liam spojrzał na mnie troskliwym spojrzeniem.
- No to powiedzcie im prawdę. Przeciez o tak się dowiedzą prawdy. Przecież wiesz jakie są media, Liam. Wyciągną wszystkie informacje.
Chłopak westchnął po chwili kładąc rękę na moim ramieniu.- Wolisz żeby Paul dowiedział się od mediów niż od ciebie, że do niej wróciłeś? w dodatku będziesz spędzał mnóstwo czasu z nią bo jest chora?
- Mam w dupie Paula. Przecież nie zostawię zespołu, ale nie może mnie stawiac w tej sytuacji. Nigdy jej nie zostawię. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Chłopacy przytaknęli jednocześnie zrywając się z miejsca i idąc w kierunku wyjścia. Został ze mna Harry na którego zawsze mogłem liczyc. Byłem mu wdzięczny za wszystko, za to że był.
Podczas gdy nie mogłem już usiedziec i chodziłem w kółko w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację wyszedł lekarz mojej dziewczyny, który kiwnięciem ręki zaprosił mnie do jednej z sal w której miałem nadzieję, że znajduję się Jade. Wchodząc do pomieszczenia mężczyzna zamknął drzwi następnie stając na przeciw mnie.
- Gdzie Jade?- Spytałem rozglądając się po pokoju.
- Za chwilę ją tu przywiozą.- Spojrzał na mnie lustrując dokładnie wzrokiem białe, zanotowane od góry do dołu kartki.- Dlaczego się nie zabezpieczyliście?- Spojrzał na mnie z lekko słyszalnym żalem w głosie mężczyzna.
- Co?- Spojrzałem na niego myśląc, że źle usłyszałem ciąg słów.
- Jade jest w ciąży. To już już początek 4 miesiąca i nie jest dobrze.- Spojrzał na mnie unosząc wzrok z nad kartek.- Wiem, że nie wiedzieliście. Wiem też, że mieliście przerwę i się rozstaliście.
- Nie mogę w to uwierzyc.- Złapałem się za głowę mierzwiąc dłonią włosy.- Co teraz? Co z terapią?
- I tu zaczynają się schody.- Westchnął.- Nowotwór ciągle się rozwija, rzekłbym, że jest coraz gorzej, ale my nie możemy teraz działac jeśli ona jest w ciąży. Nie może stosowac chemioterapii bo wasze dziecko tego nie przeżyje. Co prawda możemy podawac mniej inwazyjne leki, ale sądzę, że to nic nie pomoże. Choroba Jade rozwinęła się do takiego stopnia, że oprócz chemii nic innego może jej nie pomóc.-Powiedział z widniejącym na jego twarzy smutkiem.- Mogę ci przysiąc, że zrobię wszystko co w mojej mocy, ale najlepszym rozwiązaniem byłoby gdyby Jade nie urodziła tego dziecka. Wybacz Louis, ale jest to dodatkowe ryzyko. Podczas porodu może byc wiele komplikacji.
- Jakich komplikacji?- Przerwałem mu.
- Przeżyje albo Jade albo wasze dziecko. Może byc też tak, że... że umrą obydwie.- Spojrzał na mnie zerkając na drzwi, które momentalnie się otworzyły. Do sali weszły pielęgniarki pchające łóżko na którym leżała Jade. Spała. Jej twarz była blada. Wyglądała na wykończoną. Doktor wyjaśnił mi, że dostała dużą dawkę leków przeciwbólowych po których śpi. Byłem zdruzgotany. Czułem, że tracę wszystko a moje życie traci sens. Gdy wszyscy wyszli usiadłem przy jej łóżku. W ciszy złapałem za jej rękę ściskając ją w swoich dłoniach. Zbliżyłem jej dłoń do swojej twarzy delikatnie muskając wargami.
Nie pozwolę ci umrzec..
***
Krótki i długo musieliście czekac, wiem, ale prosiłam o komentarze a dostałam ich mniej niż zwykle.
Mam w domu dziewczynę z Peru, która jest u mnie na wymianie. Mimo to spięłam dupę i pisałam po nocach dla was ten rozdział pełen błędów (i know) ale przynajmniej jest.
Mam dla kogo pisac, w ogóle? 
Czekam na wasze opinie..

sobota, 11 maja 2013

Chapter XXI

Dzisiejszy poranek należał do jednych z lepszych w całym moim życiu. Po tym ile przeszłam znów mogłam obudzic się obok Louisa, chłopaka, który jest po prostu najważniejszy oczywiście nie dyskryminując przy tym Matta.
Leżąc obok niego kreśliłam kółka na jego opalonym torsie. Cały czas spał. Mogłam się więc domyślac jak męczące jest dla niego wieczne podróżowanie pomiędzy koncertami. Nie budząc go wyślizgnęłam się z łóżka kierując się do kuchni.


 Stając w pomieszczeniu włączyłam czajnik by po chwili móc zaparzyc dla nas herbatę. Z tego wszystkiego co się wydarzyło zapomniałam o tym, że Matt także tutaj mieszka i zapewne wszystko słyszał.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka głośna.- Matt uśmiechnął się szczeniacko wchodząc do kuchni. O wilku mowa.
- Przestań.- Zasłoniłam dłonią twarz unikając jego wzroku.
- Nie wstydź się. To normalne.- Zaśmiał się głośno na co lekko go szturchnęłam.
- To nie śmieszne.- Uśmiechnęłam się do niego zalewając kubki wodą.
- Śmieszne.- Odpowiedział drocząc się ze mną.- Swoją drogą to jak zareagował?
- Jeszcze mu nie powiedziałam.- Spuściłam z niego wzrok przenosząc ponownie na czajnik.
- Jak to mu nie powiedziałaś?- Spojrzał na mnie nie dowierzając.
- Nie powiedziałaś o czym?- Nieoczekiwanie do kuchni wszedł Louis opierając się o ścianę.- Cześć Matt.
- Cześć.- Spojrzał na niego po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie.- Chyba powinniście porozmawiać. Zostawię was samych.- Wyszedł z kuchni uprzednio klepiąc mnie lekko po ramieniu.
- Więc?- Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć Louis. To trudne.- Spuściłam z niego wzrok opierając się o szafki w kuchni. Kilka sekund później stał już przy mnie trzymając mnie w objęciach. Delikatnie uniósł mój podbródek, tak abym na niego spojrzała.- Normalnie.- Spojrzał mi w oczy delikatnie muskając moje wargi.
- Nie bądź na mnie zły. Właściwie to nie wiem jakie emocje będą tobą władały, ale proszę.. Nie zostawiaj mnie..- Spojrzałam na niego po czym szybko ujął w dłonie moją twarz. Jego oczy nie ukazywały żadnych innych emocji oprócz zmartwienia.- Nigdy cię nie zostawię, obiecuję.- Niemalże wyszeptał ściskając lekko moją dłoń. Odsunęłam się lekko od niego i podeszłam do okna stając tyłem i wpatrując się w bliżej nie określone za nim miejsce.- Mam raka.- Powiedziałam lekko słyszalnie.
- Co?- Usłyszałam jego głos tuż za mną.
- Mam raka Louis.- Uniosłam się zirytowana a z moich oczu kolejno zaczęły spływać łzy.Odwróciłam się do niego napięcie wpatrując się w jego zmieszaną twarz.
- Żartujesz..
- Wyglądam jakbym żartowała?- zmierzwiłam dłonią włosy zerkając na niego. Nie odezwał się.- Proszę, powiedz coś, Louis..- Spojrzałam na niego ocierając dłonią łzy.
- Co mam powiedź? - Złapał się za głowę mierzwiąc ręką włosy.- Nie płacz. Kochanie. Poradzimy sobie.- Spojrzał na mnie przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej.

*Louis*

Siedziałem na łóżku w sypialni Jade przyciskając ją do siebie ramionami. Płakała. Tak strasznie płakała a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Dlaczego ona? Dlaczego nie ja albo po prostu ktoś inny? Czym sobie zasłużyła na to całe cierpienie? Miałem ochotę wyjść i coś rozwalić, dać upust emocjom. Nienawidziłem byc bezsilny, wiedziałem, że teraz mnie potrzebuje i miałem do siebie wielki żal że ją zostawiłem z tym wszystkim. Gdy jej szloch ucichł podniosła się lekko odgarniając kosmyk włosów za ucho.
- Jak się czujesz? Głupio mi, że nigdy cię o to nie zapytałem, przepraszam.- Gładząc jej policzek spojrzałem w jej oczy dodając jej odrobiny otuchy.
- Nie wiedziałeś...- Powiedziała cicho spuszczając wzrok.- Dobrze, ale od dłuższego czasu wymiotuję.
- Mówiłaś o tym swojemu lekarzowi?
- Tak.- Odparła.- Jak trafię na oddział to wszystko sprawdzi.- Wiedziałem, że jest jeszcze coś co chciałaby mi powiedziec bo chwilami była myślami nieobecna.
- Louis?- Spojrzała na mnie niepewnie. Po czym uśmiechnąłem się do niej słabo aby kontynuowała.- Obiecaj, że mnie nie zostawisz. Nawet wtedy gdy... gdy stracę wszystkie włosy.- Powiedziała łamiącym się głosem po czym ją mocno do siebie przyciągnąłem.- Już nigdy. Obiecuję.- Złożyłem pocałunek na czubku jej głowy a ręką wodziłem po jej plecach aby się trochę uspokoiła.- Nawet gdybyś je wszystkie straciła to i tak będziesz piękna.- Wyszeptałem cicho po raz kolejny muskając czubek jej głowy.
Gdy zasnęła opuściłem jej łóżko zmierzając na korytarz gdzie zastałem Matta.
- Chciałem iśc na chwilę do siebie. Wezmę prysznic, zabiorę kilka rzeczy, pogadam z chłopakami i wrócę. Zostaniesz z nią?- Spojrzałem na niego niepewnie.
- Czy z nią zostanę? Oczywiście.- Prychnął.- To ja byłem przy niej gdy wylewała wszystkie łzy po tym jak ją zostawiłeś a ty mi się pytasz czy z nią zostanę?
- Wiem jak to wyglądało. Zrobiłem błąd wiem, ale chcę to naprawic.- Spojrzałem na niego po czym lekko siknął głową.
- Dobrze, że zorientowałeś się zanim byłoby za późno.- Spojrzał na mnie mierząc mnie od góry do dołu.- Masz szczęście bo gdyby nie Jade, skopałbym ci dupę za wszystko co jej zrobiłeś.- Poklepał mnie delikatnie po ramieniu po czym wyszedł do kuchni. Nie czekając długo opuściłem ich mieszkanie zmierzając do domu, który dzieliłem z chłopakami.


- Jak to ma raka?- Harry spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem próbując wyciągnąć jak najwięcej informacji.
- Normalnie. Od 3 lat.- Wzdychnąłem ciężko.
- I nie powiedziała ci?
- Nie powiedziała nikomu.- Spojrzałem na chłopaka bawiąc się nerwowo palcami.- Z resztą co to ma do rzeczy. Ważne, że mi w końcu o tym powiedziała, że powiedziała komukolwiek. Ona potrzebuje pomocy Harry.
- Będzie dobrze Louis. Musi być dobrze.- Harry poklepał mnie po ramieniu patrząc na mnie pełnym współczucia wzrokiem.
- Kocham ją. Właśnie teraz gdy wszystko miało być dobrze znowu coś się zjebało.- Spojrzałem na niego nerwowo wstając z kanapy na której siedzieliśmy.
- Poradzicie sobie, Louis. Kto jak nie wy?- Harry podszedł do mnie kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.- Idź do niej. potrzebuje cię.
- Dzięki Harry.- Uśmiechnąłem się lekko do przyjaciela po czym przytuliłem go bratersko.

- Gdzie byłeś?- Jade spojrzała na mnie otwierając mi drzwi od mieszkania.
- W domu. Musiałem zabrać kilka rzeczy skoro zamierzam spędzić tutaj trochę więcej czasu.- Uśmiechnąłem się do niej obejmując ją w tali.
- Kto powiedział, że chcę żebyś tu został?- Uśmiechnęła się cwaniacko wsuwając swoje zimne dłonie pod moją koszulkę.
- Wiem, że chcesz. Szalejesz za mną.- Odwzajemniłem jej cwaniacki uśmiech drocząc się z nią.
- Nie prawda.- Przygryzła lekko swoją wargę.
- Prawda.- Powiedziałem z satysfakcją uśmiechając się zadziornie.
- Oh zamknij się.- Zaśmiała się uderzając lekko w moją klatę.
- Kocham cię.- Uśmiechnąłem się szeroko muskając lekko jej wargę.
- Ja ciebie też.- Odwzajemniła mój pocałunek wtulając się we mnie. Właśnie trzymam swój cały świat w ramionach. Nigdy nie pozwolę jej odejść. Pokonamy wszystko..


***
W końcu udało mi się dokończyć ten rozdział. Jak wam się podoba?
Proszę WSZYSTKICH o pozostawienie opinii.