Jade z Danielle od dłuższego czasu spędzają całe dnie w przeróżnych centrach handlowych wyszukując dla naszego dziecka coraz to więcej śpioszków, butów i wszystkiego innego.
- Myślicie, że on też będzie śpiewał?- Odezwał się Harry skręcając łóżeczko.
- Na pewno. Będzie przecież mieszkał z nami. Od małego będzie się tego uczył.- Uśmiechnął się Niall dokręcając ostatnie śrubki przy szafkach.
- Boję się, że za dużo się od nas nauczy.- Zaczął śmiac się Zayn.
- Nie dam wam go zniszczyc.- Spiorunowałem ich spojrzeniem po chwili sam wybuchając śmiechem.
- Tyle w temacie.- Podsumował Liam śmiejąc się.
Mijały godziny a pokój w końcu wyglądał idealnie. Byłem zadowolony z tego ile pracy w to włożyliśmy. Teraz pozostaje nam tylko czekac aż James zajmie tutaj miejsce.
Siedząc wygodnie na kanapie w salonie czekaliśmy na powrót dziewczyn z zakupów. Wpadł też Matt z którym od jakiegoś czasu mam na prawdę dobre relacje. Byliśmy pochłonięci meczem i popijaniem piwa, niestety nie było nam dane obejerzec go do końca.
- Baranie, czemu masz wyłączony telefon? Danielle dzwoniła. Jest w szpitalu z Jade. Chyba się zaczęło.- Zaczął panikowac Liam wbiegając do salonu.
- Kurwa. Jadę tam. W którym jest szpitalu?
- Św. Marii. Nie myśl, że będziesz prowadził w takim stanie. Uspokój się, zawiozę cię tam.- Uśmiechnął się delikatnie tym samym pomagając mi się opanowac.- Bierz dupę w kroki i lecimy..
Jadąc do szpitala myślałem tylko o tym czy wszystko w porządku, czy James jest już na świecie i co najważniejsze jak trzyma się Jade. Ona była priorytetem. Od momentu gdy ją poznałem była najważniejsza. Była największą częścią mojego życia, była całym moim życiem.
- Przyśpiesz do cholery!- Po raz kolejny wydarłem się na Liama.
- Stary, nie widzisz, że jadę już wystarczająco szybko? Zamknij się i uspokój. Zaraz będziemy na miejscu.
- Spokojnie. 5 minut nas nie zbawi a Jade jest silna i poradzi sobie bez ciebie.- Uspokajał mnie Matt.
Nie mogłem siedziec spokojnie. Gdy w końcu ujrzałem szpital do którego zmierzaliśmy wyskoczyłem z samochodu szybciej niż Payn zdążył zaparkowac. Wbiegłem jak poparzony szukając po korytarzu dziewczyny z burzą loków na głowie.
- Louis!- Usłyszałem głos za sobą. Gdy się obejrzałem ujrzałem Danielle.
- Co z Jade? Gdzie ona jest? Gdzie ją zabrali?- Podbiegłem do niej rozglądając się za jej plecami.
- Wszystko w porządku ale poród już się zaczął. Odeszły jej wody w samochodzie gdy wracaliśmy już do domu.- Powiedziała spokojnym głosem kładąc mi rękę na ramieniu w celu uspokojenia.
Wszystkie myśli nagle napłynęły mi do głowy. Już za chwilę mogę ujrzec swojego syna, trzymac go w swych ramionach, pocałowac w czoło i cieszyc się tym, że w końcu jest.
Doszliśmy pod salę porodową gdzie znajdowała się moja ukochana. Chciałem tam jak najszybciej wejśc ale zatrzymała mnie jedna z pielęgniarek.
- Nie wolno Panu tam wejśc. Przykro mi.- Powiedziała stanowczym głosem.
- Muszę. Tam jest moja narzeczona. Chciałem byc przy porodzie, obiecałem jej to.- Spojrzałem na kobietę modląc się aby to ją ruszyło.
- Przykro mi ale to będzie bardzo skomplikowany poród. Z resztą państwa narzeczona leży już pod narkozą. Cesarskie cięcie jest uznawane za swego rodzaju operacje więc nie może pan tam wejśc.
- Jak to skomplikowany poród? Z tego co wiem to cesarka to nic takiego.
- Dziecko jest obwiązane pępowiną. Proszę się uspoic, usiąśc i czekac. Wszystko będzie dobrze.- Powiedziała spokojnym głosem i zniknęła za drzwiami sali porodowej.
Od dwóch godzin chodziłem w kółko jak popieprzony. W tym czasie do szpitala zdążyła dojechac reszta chłopaków łącznie z Paulem, którzy jako jedni z pierwszych chcieli ujrzec osobę na którą czekał cały świat. To był mój syn. moje geny. James Tomlinson. Cały czas wierzyłem w to, że wszystko będzie dobrze. Właściwie to nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby pójśc coś źle. Nie lubiłem byc pesymistą. Czułem, że wszystko pójdzie dobrze. Nie było innej opcji.
- Usiądz Louis.- Odezwał się po raz kolejny Harry. Nie opierając się zrobiłem to co kazał. Na zewnątrz stało mnóstwo paparazzi, którzy dzięki swoim zwiadowcom dowiedzieli się o narodzinach Tomlinsona juniora. Nie wkurzało mnie to. Byli na tyle uprzejmi, że nawet nie pchali tu swojej dupy jak to często mieli w zwyczaju robic. Stali kulturalnie na dworze czekąjąc na wiadomośc o tym, że dziecko jest już na świecie.
- Pan Tomlinson?- Z przemyśleń wyrwał mnie głos jednego z lekarzy.
- To ja.- Wstałem szybko wlepiając swój wzrok w lekarza.
- Gratuluję. Ma Pan syna.- Uśmiechnął się szeroko ściskając moją rękę.- Moje córki liczą na to, że mały będzie również taki utalentowany jak Pan bo są na prawdę wielkimi fankami.- Uśmiechnął się po raz kolejny i zaczął się oddalac.
- Doktorze..Dziękuję.- Spojrzałem na niego nie dowierzając.- A co z moją narzeczoną? Wszystko w porządku? Mogę się z nią zobaczyc?
- Pańska narzeczona jest w narkozie. ale zaprowadzę Pana tam bo z jej sali jest przejście do sali gdzie leży już zapewne Pana dziecko.- Uśmiechnął się i ruszył w kierunku sali z której chwilę temu wrócił. Przed pójściem za nim zdążyłem się tylko odwrócic aby spojrzec reakcje reszty. Danielle płakała w ramionach Liama, Niall z Zaynem i Paulem siedzieli podnieceni obściskując się a Harry.. Harry płakał. Czasami mu się zdarzało. próbował to zrobic dyskretnie ale zdążyłem zauważyc spływającą łzę po jego policzku. Podszedłem do niego szybko i szepnąłem mu do ucha, że będzie najlepszym ojcem chrzestnym jakiego można sobie tylko wymarzyc i pobiegłem za lekarzem. Wchodząc na salę usłyszałem charakterystyczny płacz wydający przez niemowlęta i ujrzałem jego.
- James..- Podszedłem do inkubatora z dzieckiem i właśnie wtedy byłem szczęśliwy.
Właśnie tak. Teraz wszystko musi byc idealne.
***
Przepraszam was za tak wieeeeeeeelkie opóźnienie. Mam nadzieję, że wybaczacie.
To już OSTATNI rozdział.
Teraz tylko epilog.
Zmobilizuje się i dodam na dniach.