- Co się dzieję?- Poderwałem się z łóżka przysuwając się do niej.
- Nie wiem, Louis. Proszę, zrób coś.- Powiedziała błagalnie.
- Zaczekaj tu chwilę.- Rozkazałem wychodząc z pokoju. Niemal wparowałem do sypialni Matt'a budząc go przy tym.
- Chyba pomyliłeś sypialnie.- Wysyczał rozbudzony.
- Zamknij się. Zadzwoń do lekarza Jade. My jedziemy do szpitala.- Rozkazałem.- Sparks kazał wam przyjeżdżac jak będzie się coś działo, a Jade wije się z bólu brzucha.- Wyjaśniłem szybko znikając za drzwiami jego pokoju.
- Jade?- Spojrzałem na skuloną na łóżku dziewczynę.- Jedziemy do szpitala. Gdzie masz wszystkie dokumenty?- Rozejrzałem się w poszukiwaniu spodni i jakiegoś t-shirtu. Gdy uzyskałem od niej odpowiedz schowałem wszystkie dokumenty biorąc ją na ręce.
Wychodząc z mieszkania skierowaliśmy się prosto do mojego samochodu. Bezpiecznie posadziłem ją na fotelu. Musiałem jechac na prawdę szybko bo już po niespełna 10 minutach byliśmy pod szpitalem. Doktor Sparks czekał już przed wejściem. Usadzając Jade na wózku inwalidzkim, który stał przed wejściem weszliśmy do szpitala.
- Macie szczęście, że mam nocny dyżur. Co się dzieje?- Mężczyzna spojrzał na mnie a następnie w kierunku Jade pochylając się nad nią.- Jade, jak się czujesz?
- Niech Pan coś zrobi. Strasznie mnie boli..- Powiedziała kręcąc się z bólu. Cały czas kurczowo obejmowała się rękoma. Widziałem jak cierpi. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Nie znałem się na nowotworach, nie wiedziałem czy mógłby byc to jeden z objawów. Panikowałem.
Gdy lekarz zlecił jednej z pielęgniarek badania, które mają zrobic Jade, zabrano ją na jedną z sal.
- Jedź do domu. Podamy jej leki przeciwbólowe, zrobimy badania i dopiero wtedy trafi na oddział. Nie zobaczysz się z nią za szybko. Przyjedź przed południem.- Zarządził lekarz.
- Nie. Zostanę. Nie zostawię jej.
- Tak myślałem.- Wzdychnął po chwili zmieniając wyraz twarzy na bardziej poważny.- Musicie byc silni a wygracie.
- Wiem o tym.- Uśmiechnąłem się bezsilnie. Po chwili odszedł. Zniknął za drzwiami za którymi chwilę wcześniej zniknęła moja dziewczyna..
Czas mijał a lekarza Jade ani jej samej nadal nigdzie nie było. W tym czasie zdążyłem zadzwonic do Harrego, który tuż po moim telefonie pojawił się w szpitalu. Po 8 zjawił się też Max i reszta chłopaków. Wiedziałem, że złym pomysłem było to aby przyjechali tutaj wszyscy. Media były wszędzie, fani tak samo. Nie zwracając na nich większej uwagi siedziałem dalej czekając, aż któryś z lekarzy powie w końcu co się dzieje.
- Może coś zjemy?- Spytał Niall. Byłem pierwszą osobą, która za to pytanie skarciła go wzrokiem.
- Masz wyczucie stary.- Zayn walnął go z otwartej ręki w głowę.
- Idźcie do domu. To bez sensu żebyśmy byli tu wszyscy. Tym bardziej, że wszyscy za nami łażą. Dajcie kilka autografów, zróbcie zdjęcia z fanami i po kłopocie.
- Będą pytac.- Liam spojrzał na mnie troskliwym spojrzeniem.
- No to powiedzcie im prawdę. Przeciez o tak się dowiedzą prawdy. Przecież wiesz jakie są media, Liam. Wyciągną wszystkie informacje.
Chłopak westchnął po chwili kładąc rękę na moim ramieniu.- Wolisz żeby Paul dowiedział się od mediów niż od ciebie, że do niej wróciłeś? w dodatku będziesz spędzał mnóstwo czasu z nią bo jest chora?
- Mam w dupie Paula. Przecież nie zostawię zespołu, ale nie może mnie stawiac w tej sytuacji. Nigdy jej nie zostawię. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Chłopacy przytaknęli jednocześnie zrywając się z miejsca i idąc w kierunku wyjścia. Został ze mna Harry na którego zawsze mogłem liczyc. Byłem mu wdzięczny za wszystko, za to że był.
Podczas gdy nie mogłem już usiedziec i chodziłem w kółko w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację wyszedł lekarz mojej dziewczyny, który kiwnięciem ręki zaprosił mnie do jednej z sal w której miałem nadzieję, że znajduję się Jade. Wchodząc do pomieszczenia mężczyzna zamknął drzwi następnie stając na przeciw mnie.
- Gdzie Jade?- Spytałem rozglądając się po pokoju.
- Za chwilę ją tu przywiozą.- Spojrzał na mnie lustrując dokładnie wzrokiem białe, zanotowane od góry do dołu kartki.- Dlaczego się nie zabezpieczyliście?- Spojrzał na mnie z lekko słyszalnym żalem w głosie mężczyzna.
- Co?- Spojrzałem na niego myśląc, że źle usłyszałem ciąg słów.
- Jade jest w ciąży. To już już początek 4 miesiąca i nie jest dobrze.- Spojrzał na mnie unosząc wzrok z nad kartek.- Wiem, że nie wiedzieliście. Wiem też, że mieliście przerwę i się rozstaliście.
- Nie mogę w to uwierzyc.- Złapałem się za głowę mierzwiąc dłonią włosy.- Co teraz? Co z terapią?
- I tu zaczynają się schody.- Westchnął.- Nowotwór ciągle się rozwija, rzekłbym, że jest coraz gorzej, ale my nie możemy teraz działac jeśli ona jest w ciąży. Nie może stosowac chemioterapii bo wasze dziecko tego nie przeżyje. Co prawda możemy podawac mniej inwazyjne leki, ale sądzę, że to nic nie pomoże. Choroba Jade rozwinęła się do takiego stopnia, że oprócz chemii nic innego może jej nie pomóc.-Powiedział z widniejącym na jego twarzy smutkiem.- Mogę ci przysiąc, że zrobię wszystko co w mojej mocy, ale najlepszym rozwiązaniem byłoby gdyby Jade nie urodziła tego dziecka. Wybacz Louis, ale jest to dodatkowe ryzyko. Podczas porodu może byc wiele komplikacji.
- Jakich komplikacji?- Przerwałem mu.
- Przeżyje albo Jade albo wasze dziecko. Może byc też tak, że... że umrą obydwie.- Spojrzał na mnie zerkając na drzwi, które momentalnie się otworzyły. Do sali weszły pielęgniarki pchające łóżko na którym leżała Jade. Spała. Jej twarz była blada. Wyglądała na wykończoną. Doktor wyjaśnił mi, że dostała dużą dawkę leków przeciwbólowych po których śpi. Byłem zdruzgotany. Czułem, że tracę wszystko a moje życie traci sens. Gdy wszyscy wyszli usiadłem przy jej łóżku. W ciszy złapałem za jej rękę ściskając ją w swoich dłoniach. Zbliżyłem jej dłoń do swojej twarzy delikatnie muskając wargami.
Nie pozwolę ci umrzec..
Czas mijał a lekarza Jade ani jej samej nadal nigdzie nie było. W tym czasie zdążyłem zadzwonic do Harrego, który tuż po moim telefonie pojawił się w szpitalu. Po 8 zjawił się też Max i reszta chłopaków. Wiedziałem, że złym pomysłem było to aby przyjechali tutaj wszyscy. Media były wszędzie, fani tak samo. Nie zwracając na nich większej uwagi siedziałem dalej czekając, aż któryś z lekarzy powie w końcu co się dzieje.
- Może coś zjemy?- Spytał Niall. Byłem pierwszą osobą, która za to pytanie skarciła go wzrokiem.
- Masz wyczucie stary.- Zayn walnął go z otwartej ręki w głowę.
- Idźcie do domu. To bez sensu żebyśmy byli tu wszyscy. Tym bardziej, że wszyscy za nami łażą. Dajcie kilka autografów, zróbcie zdjęcia z fanami i po kłopocie.
- Będą pytac.- Liam spojrzał na mnie troskliwym spojrzeniem.
- No to powiedzcie im prawdę. Przeciez o tak się dowiedzą prawdy. Przecież wiesz jakie są media, Liam. Wyciągną wszystkie informacje.
Chłopak westchnął po chwili kładąc rękę na moim ramieniu.- Wolisz żeby Paul dowiedział się od mediów niż od ciebie, że do niej wróciłeś? w dodatku będziesz spędzał mnóstwo czasu z nią bo jest chora?
- Mam w dupie Paula. Przecież nie zostawię zespołu, ale nie może mnie stawiac w tej sytuacji. Nigdy jej nie zostawię. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Chłopacy przytaknęli jednocześnie zrywając się z miejsca i idąc w kierunku wyjścia. Został ze mna Harry na którego zawsze mogłem liczyc. Byłem mu wdzięczny za wszystko, za to że był.
Podczas gdy nie mogłem już usiedziec i chodziłem w kółko w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację wyszedł lekarz mojej dziewczyny, który kiwnięciem ręki zaprosił mnie do jednej z sal w której miałem nadzieję, że znajduję się Jade. Wchodząc do pomieszczenia mężczyzna zamknął drzwi następnie stając na przeciw mnie.
- Gdzie Jade?- Spytałem rozglądając się po pokoju.
- Za chwilę ją tu przywiozą.- Spojrzał na mnie lustrując dokładnie wzrokiem białe, zanotowane od góry do dołu kartki.- Dlaczego się nie zabezpieczyliście?- Spojrzał na mnie z lekko słyszalnym żalem w głosie mężczyzna.
- Co?- Spojrzałem na niego myśląc, że źle usłyszałem ciąg słów.
- Jade jest w ciąży. To już już początek 4 miesiąca i nie jest dobrze.- Spojrzał na mnie unosząc wzrok z nad kartek.- Wiem, że nie wiedzieliście. Wiem też, że mieliście przerwę i się rozstaliście.
- Nie mogę w to uwierzyc.- Złapałem się za głowę mierzwiąc dłonią włosy.- Co teraz? Co z terapią?
- I tu zaczynają się schody.- Westchnął.- Nowotwór ciągle się rozwija, rzekłbym, że jest coraz gorzej, ale my nie możemy teraz działac jeśli ona jest w ciąży. Nie może stosowac chemioterapii bo wasze dziecko tego nie przeżyje. Co prawda możemy podawac mniej inwazyjne leki, ale sądzę, że to nic nie pomoże. Choroba Jade rozwinęła się do takiego stopnia, że oprócz chemii nic innego może jej nie pomóc.-Powiedział z widniejącym na jego twarzy smutkiem.- Mogę ci przysiąc, że zrobię wszystko co w mojej mocy, ale najlepszym rozwiązaniem byłoby gdyby Jade nie urodziła tego dziecka. Wybacz Louis, ale jest to dodatkowe ryzyko. Podczas porodu może byc wiele komplikacji.
- Jakich komplikacji?- Przerwałem mu.
- Przeżyje albo Jade albo wasze dziecko. Może byc też tak, że... że umrą obydwie.- Spojrzał na mnie zerkając na drzwi, które momentalnie się otworzyły. Do sali weszły pielęgniarki pchające łóżko na którym leżała Jade. Spała. Jej twarz była blada. Wyglądała na wykończoną. Doktor wyjaśnił mi, że dostała dużą dawkę leków przeciwbólowych po których śpi. Byłem zdruzgotany. Czułem, że tracę wszystko a moje życie traci sens. Gdy wszyscy wyszli usiadłem przy jej łóżku. W ciszy złapałem za jej rękę ściskając ją w swoich dłoniach. Zbliżyłem jej dłoń do swojej twarzy delikatnie muskając wargami.
Nie pozwolę ci umrzec..
***
Krótki i długo musieliście czekac, wiem, ale prosiłam o komentarze a dostałam ich mniej niż zwykle.
Mam w domu dziewczynę z Peru, która jest u mnie na wymianie. Mimo to spięłam dupę i pisałam po nocach dla was ten rozdział pełen błędów (i know) ale przynajmniej jest.
Mam dla kogo pisac, w ogóle?
Czekam na wasze opinie..